Miłego czytania. ;)
Na wschodzie niebo iskrzyło się, jakby tysiące błyskawic postanowiło uderzać w jedno miejsce. Wokół mieniła się również dziwna, złotawa mgła, która powoli wtapiała się w gwiazdy i robiła coraz mniej widzialna, gdyby nie późna pora, na pewno to widowisko przyciągnęłoby wielu gapiów. Było tak jasno, że bardziej wyglądało to na świt niż środek nocy, a na to przecież wskazywał księżyc, który srebrną poświatą próbował przyćmić ten dziwny blask. Dopiero po dłuższej chwili wszystko zaczęło wracać do normy i okolica z powrotem spowijała się mrokiem.
Po zaułku rozniósł się cichy trzask i po chwili zza kontenera wybiegł bury kot, goniąc coś, co biegło zdecydowanie zbyt szybko, aby zauważyć jakikolwiek konkretny kształt. Chłopak z kapturem na głowie usiadł na schodach pożarowych, jego płeć zdradzały jedynie rysy ledwo widoczne w nikłej poświacie księżyca. Tuż przed nim stanął drugi o jasnobrązowych włosach, roztrzepanych przez wiatr. Włożył dłonie do kieszeni, a z jego ust wydobyła się para.
– I jak?
Masz? – zapytał, przestępując z nogi na nogę, w ten sposób
próbując się jakoś ogrzać.
– Może...
– Wyszczerzył się szeroko i przysunął bliżej krawędzi
schodów, by dosięgnąć nogami do podłoża.
– Karmel!
– warknął i pociągnął za przydługą parkę chłopaka,
sprawiając, że spadł na popękany asfalt. – Nie mam na to czasu,
młody.
–
Spokojnie, stary. – Zachichotał i wstał. – I nie pyskuj do
swojego dilera.
–
Taki z ciebie diler jak ze mnie panna młoda.
–
Pff... – Naburmuszył się.
–
No, już, Karmel, nie obrażaj się tylko mów. – Klepnął go w
ramię.
–
Najpierw obrażasz, a potem prosisz o coś. – Prychnął, próbując
ukryć kolejny chichot i przybrał obrażoną minę.
–
Karmel... – Westchnął przeciągle.
–
Jeszcze klęknij i mi się oświadcz! – Wybuchnął śmiechem.
–
Ugh... – Uniósł ręce ku górze. – Widzisz i nie grzmisz?
–
Zdradzę ci tajemnicę, Razi. – Nachylił się. – Tego kogoś tam
na górze nie ma – parsknął.
–
Och, cicho siedź...
–
To mam mówić, czy siedzieć cicho?
–
Nie mam do ciebie sił. – Wplótł palce w swoje włosy i pociągnął
za nie.
–
Do usług. – Ukłonił się lekko.
–
Cholera, Karmel!
–
No, już, już... – Rzucił w jego stronę paczkę o nierównym
kształcie. – Masz.
–
Nareszcie! Jeszcze jakieś wieści? – Przerzucał pakunek z dłoni
w dłoń.
–
Wiesz, Razjel, widzieliśmy się wczoraj... Wiele się zmieniło!
–
Ehh... Kiepski z ciebie przyjaciel.
–
Wiem. – Uśmiechnął się szeroko.
–
Będę lecieć, muszę jeszcze odwiedzić... starego znajomego –
mruknął i się odwrócił. – Cześć!
–
Jasne! – Wspiął się po schodach i po chwili biegł już po
dachach kamienic, przeskakując z jednej na drugą.
Brązowowłosy
chłopak westchnął ponownie i cicho zachichotał, po czym pokręcił
głową. Naprawdę od dawna się nie śmiał, ale ten dzieciak
potrafił wywołać uśmiech na jego twarzy nawet w krytycznych
sytuacjach. Brakowało mu go, odkąd uciekł z siedziby. Nawet jeśli
dość często się widzieli, było to spotkania głównie biznesowe,
jeśli tak można było nazwać przekazywanie mu wiadomości przez
mało rozgarniętego czternastolatka. Przerzucił jeszcze raz pakunek
z dłoni do dłoni. Teraz musiał już tylko znaleźć Ducha, bardzo
dawno się z nim nie widział i zdecydowanie musiał złożyć mu
wizytę. Uśmiechnął się chytrze pod nosem, na tę myśl.
~*~
Wszelkie
dziwne zjawiska, w postaci obrazów ze złotawej mgły, zniknęły
tak szybko, jak się pojawiły. Okolica wydawała się przez to
bardziej mroczna, bo nie oświetlały jej już niezwykłe wyładowania
elektryczne, kumulujące się nad Cmentarzyskiem. Burzowe chmury
mozolnie sunęły po niebie i wydawało się, że nie miały końca.
Nikłe rozbłyski, dające jedyne oświetlenie, ledwo przedzierały
się przez tę gęstwinę. Grzmoty przypominały teraz bardziej
przeciągłe, zwierzęce pomruki niż warknięcia i ryki.
Deszcz,
który wcześniej padał, zdążył zgasić wszystkie płomienie,
które trawiły wszystko, co napotkały. W centrum znajdował się
duży, spalony obszar, o kształcie przypominającym okrąg, jedynie
z kilkoma nierównościami. Wokół walały się niedopałki drewna i
siana, ale po Esselance nie było ani śladu. Wokół tego miejsca
unosiło się kilka złotawych drobin na dowód, że to, co widzieli,
nie było tylko snem.
Przy bramie
Cmentarzyska Samochodów, opierając się o ogrodzenie, siedzieli
członkowie zespołu. Ciszę pomiędzy nimi przerywały głośne,
łapczywe oddechy. Powietrze przesiąkło dymem i drażniło ich
gardła. Drżały im ręce, nikt nie spodziewał się takiego obrotu
spraw. Myśleli, że będzie to zwykły pogrzeb, jeśli tak można
nazwać spalenie ciała pośród zardzewiałych fordów, kilku
porsche, a nawet jednego ferrari z wybitą szybą. Jednak nawet taka
ceremonia byłaby normalniejsza niż złota mgła, układająca się
w obraz tygrysa, który na dodatek ryczy i to dość głośno.
Kuroshi, z
polecenia Alexa, poleciał na zwiady, aby sprawdzić, czy droga
powrotna jest pusta i mogą nią bezpiecznie wrócić. Electric z
początku chciała się o to wykłócać, ale wiedziała, że jej
narzekanie nie pomaga, a wręcz przeciwnie, więc siedziała tym
razem cicho. Miała dość innych zmartwień, by myśleć jeszcze o
nie swoim Deamonie, a jednym z nich była ich liderka.
Oczy
dziewczyny błądziły po otaczających ją, zniszczonych korozją
samochodach. Przez chwilę skupiała się na poszarpanej tapicerce
przeciętego na pół minivana, a zaraz potem na górze opon w rogu.
Jej ciemnoszare tęczówki przypominały swoim kolorem burzowe niebo,
prawie można było zobaczyć w nich sunące powoli chmury.
Zawiał
mocniejszy wiatr, a przez nią przeszły dreszcze. Przestała tępo
spoglądać przed siebie i rozmyślać co się stało z Esse. Zamiast
tego przeniosła wzrok na swoje dłonie, przyglądając się
szczególnie bliźnie zaczynającej się pomiędzy kciukiem a palcem
wskazującym i ciągnącej się aż do nadgarstka. Sfrustrowana
warknęła cicho jakieś przekleństwo pod nosem, uderzyła pięścią
o ziemię i natychmiast tego pożałowała. W dłoń wbiło jej się
kilka kawałków szkła, syknęła z bólu i przygryzła wargę,
jakby to miało jakoś pomóc.
Cecil
westchnęła i wstała, a następnie podeszła do zranionej Azjatki.
– Pokaż
to – mruknęła, kucając obok.
– T-to
nic. – Spojrzała w bok, ale posłusznie przysunęła lewą rękę
bliżej dziewczyny.
– W
klubie ci to odkażę i lepiej opatrzę. – Wyciągnęła ostrożnie
dwa kawałki szkła, które tkwiły tuż obok małego palca, a
następnie owinęła wokół bandaż, chcąc powstrzymać krwawienie.
– Ciesz się, że noszę przy sobie miniapteczkę – mówiąc to,
wskazała na saszetkę, znajdującą się na jej biodrze.
– Dzięki.
– Uśmiechnęła się delikatnie i poklepała miejsce obok siebie
drugą dłonią. – Siadaj.
Blondynka
przystała na propozycję i znów nastała uciążliwa cisza,
przerywana tylko nierównymi oddechami. Nie trwała ona jednak dość
długo, bo przerwał ją dźwięk przypominający warkot silnika
pomieszany z jakimiś przytłumionymi głosami. Cały zespół wstał
jak oparzony i zanim zdążyli cokolwiek zrobić, na ramieniu Alexa
usiadł kruk.
– Nie ma
czasu. Musicie uciekać tylną bramą – wysapał.
–
Wiejemy! – Właściciel Deamona natychmiast pobiegł w odpowiednim
kierunku.
Trzasnęły
samochodowe drzwi, najpierw jedne, a potem dwa następne, czyli
wysiadały przynajmniej trzy osoby. Nie myśląc nad tym, schowali
się za górą śmieci, akurat w momencie, gdy na teren Cmentarzyska
wkroczyli Wybrani. Dobrze podejrzewali co do ich liczby, było to
dwóch bardzo podobnych do siebie mężczyzn, gdzieś po
czterdziestce i rudowłosa kobieta, młodsza od nich o przynajmniej
dziesięć lat. Koło ich nóg plątał się kojot o burej i
miejscami lekko złotawej sierści oraz hebanowoczarny wilk, obydwaj
warczeli cicho. Coś pisnęło nieprzyjemne, lądując wcześniej na
ramieniu Wybranej. Nietoperz.
– Co
teraz? – zapytała szeptem Cecil, trzęsła się ze zdenerwowania.
– Cicho –
syknął przez zęby Zack, co nieco zdziwiło pozostałych.
Ich nowy
lider dał ręką znak by zanim podążali, więc uważając na każdą
gałązkę i każdy kamyczek, przemykali się powoli w kierunku
wyjścia. Jeszcze dwadzieścia metrów dzieliło ich od upragnionej
ucieczki. Coś trzasnęło i natychmiast puścili się biegiem, nie
przejmując się już hałasem. Oddychali wielkimi haustami
powietrza, a ich gardła i płuca piekły od zimna. Za sobą
słyszeli szybkie kroki, gonili ich, ale co się dziwić?
Przyspieszyli, przedzierając się przez chaszcze. Kilka sekund później,
które wydawało się ciągnąć w nieskończoność, znaleźli się na rozdrożu.
–
Rozdzielamy się – oznajmił stanowczo Zack. – Ellie i Alex w tę
stronę, a dziewczyny tędy. Jasne?
– Ale...
– Nie ma
ale! – warknął zdecydowanie, nie zwracając nawet uwagi,
kto miał jakieś wątpliwości.
Machnął
jeszcze ręką, poganiając ich, a oni natychmiast pobiegli w
wyznaczonych kierunkach.
~*~
Wbiegli na
brukową ulicę, ciągnącą się pomiędzy kilkoma bliźniakami,
prawie potykając się o wystające kostki. Kompletnie nie kojarzyli
tej okolicy, to musiała być Strefa 8 tuż przy Polach. Niektóre
budynki wydawały się opustoszałe i zniszczone w takim stopniu,
jakby przeleciało tędy tornado. Inne zaś były raczej zadbane i,
chociaż gdzieniegdzie odpadał tynk, a dziury w dachach zostały
załatane jakimiś płachtami, zdatne do zamieszkania.
– Kuroshi
– warknął Alex, próbując zapanować nad szybkim, nierównym
oddechem. – Trafisz do klubu?
– Ta.
– Pokiwał zgodnie łbem i odleciał z jego ramienia, od razu ostro
skręcając w lewo. – No dalej! – pospieszył ich.
–
Biegiem, El. – Odwrócił głowę, by spojrzeć na dziewczynę
biegnącą za nim, ale zaraz z powrotem jego wzrok znalazł się na
czarnych piórach – Kuro, klub nie jest teraz dobrym pomysłem.
– Wiem,
prowadzę was na Pola. – Zapikował, zmieniając kierunek i
otworzył ponownie skrzydła, prawie stykając się z gruntem.
– To dla
niej niebezpieczne – syknął, starając się, by go nie usłyszała.
– Tereny Niczyje nie są dobrym miejscem dla osób bez Deamona
– powiedział, ściszając głos przy ostatnich słowach.
–
Słyszałam – odezwała się Electric, doganiając go i mrużąc
oczy ze złości. – Zdecydowanie wolę pomysł twojego przyjaciela,
z którym tak lubisz się kłócić, i ochronę jego martwych
wiewiórek, niż czekać aż ty wymyślisz coś lepszego. –
Zrobiła palcami znak cudzysłowu.
Chłopak
przeklął pod nosem na dziewczynę i kruka, co ten skomentował
chichotem, robiąc beczkę w powietrzu. Uwielbiał się popisywać
równie bardzo, jak dokuczać swojemu właścicielowi.
– Jak tak
dalej pójdzie, to wpadniesz w słup. Patrz, gdzie lecisz! –
warknął i przyspieszył, wkładając dłonie do kieszeni i burcząc
coś jeszcze na tyle cicho, że nikt nie zwrócił na to większej
uwagi.
Nagle
Kuroshi zamarł, prawie spadając, ale zaraz z powrotem zaczął
machać skrzydłami. Wzleciał wyżej, aby lepiej widzieć okolicę i
zakrakał coś, zapewne zapominając, że nikt nie rozumiał jego
kruczej mowy. Otrząsnął się z początkowego szoku, który na
szczęście często mu się nie zdarzał, bo byłby już martwy i
powtórzył, co miał do powiedzenia:
– Ktoś
idzie! – Niemal krzyknął, ale było już za późno.
– O czym
ty...
Alex nie
zdążył dokończyć swojego pytania, bo tuż zza rogu wyłoniła
się jasnobrązowa czupryna, którą doskonale rozpoznawał. Chłopak,
do którego należała, szedł, wpatrując się w podłoże i nucił
coś cicho pod nosem. Kciuki wsunął w przednie kieszenie spodni
khaki i szurając butami, zbliżył się do nich. Mieli wrażenie, że
kompletnie ich nie zauważał ani nie słyszał, chociaż oddychali
ciężko, nie mogąc się ruszyć. Podniósł głowę i z chytrym
uśmieszkiem na ustach, spojrzał na Alexandra. Jednak wiedział, że
tu są.
– Duch! –
krzyknął, pokazując równe i o dziwo śnieżnobiałe zęby. –
Dawno się nie widzieliśmy. – Z jego rękawa wysunął się
miedziany wąż, owijając się wokół nadgarstka.
Electric
popatrzyła na białowłosego chłopaka, oczekując odpowiedzi.
– Taa...
Ile to już lat? Rok, dwa? – Zaśmiał się sztucznie.
–
Właściwie już prawie trzy, nie spotkałeś się z nami, odkąd
grasz w tym swoim zespoliku. – Skrzywił się. – Tylu już
bezdomnym napełniliście gęby, a ci dalej zdychają. – Westchnął.
– Tak to już jest bez Deamona. – Zrobił kolejny krok i dzielił
ich teraz góra metr. – Co tak zamilkłeś? Wstydzisz się swojej
przeszłości?
– Alex...
– Dziewczyna pociągnęła za materiał jego bluzy, próbując
sprowadzić go na Ziemię.
– Niczego
się nie wstydzę – syknął. – Co nie znaczy, że muszę
trajkotać o tym, jak katarynka. Dziwne, że przez te lata nie
nauczyłeś się, by mniej pieprzyć, a podawać więcej konkretów.
– Wyszczerzył się. – Czego chcesz?
– Ja?
Absolutnie niczego, wpadłem na was przypadkiem, Lizbeth to
potwierdzi. – Przejechał palcem przez łuski na łbie węża. –
A właśnie... Was... Co to za dziewczynka? Z tego, co wiem, w waszym
pseudo zespole są tylko Wybrani, a ta tutaj Deamona nie ma. –
Machnięciem ręki wskazał na Electric.
– Ta
tutaj potrafi mówić i nie potrzebuje jego za adwokata –
powiedziała chłodno, a na jej twarzy gościł tylko spokój.
Wyglądała, jakby ta rozmowa kompletnie nią nie wzruszyła,
zdradzały ją tylko iskry, przeskakujące z palca na palec.
– Hmm...
Ciekawe – mruknął, ciągle wpatrując się w Alexandra. – Prąd?
Elektryczność? Coś z elektroniki? A może...
– Burza –
przerwał mu chłopak.
– Co?
– Burza.
– Przejechał dłonią przez pióra kruka, który usiadł na jego
ramieniu.
– W takim
razie... – Zrobił przerwę, jakby się na czymś zastanawiał. –
Ciekawe osoby masz za towarzyszy, Duchu. – Wyciągnął z kieszeni
bluzy paczkę o nierównym kształcie i podrzucił ją.
– Skąd
to masz, Razjel? - Natychmiast się spiął.
– Mój
drogi kuzynek Karmel niekiedy się na coś przydaje. – Ponownie
ukazał swoje zęby w uśmiechu. – Szkoda, że przez brak Deamona
wyląduje w Czwórce.
– Czego
chcesz? – zapytał znowu, a wzrok utkwił w pakunku.
– Myślę,
że chciałbym do was dołączyć. Brakuje wam pianisty, prawda? –
Z powrotem schował tajemnicze zawiniątko.
– Skąd
ty...? – zaczęła zdziwiona Electric.
– Wieści
szybko się rozchodzą, szczególnie gdy do jej śmierci przyczynił
się sam Draise.
Wzdrygnęli
się na dźwięk tego imienia.
– Więc
jak?
Alex
przełknął głośno ślinę i spojrzał z niemym pytaniem na
dziewczynę obok.
– To
twoja decyzja, Al, ja się nie wtrącam, ale to coś jest
chyba dla ciebie ważne – wymamrotała. – Razjel, tak? –
Zwróciła wzrok na szatyna przed nimi. To jakaś ksywka czy...
– To
nieistotne, czekam na odpowiedź Ducha, dziewczynko. – Przerwał
jej.
Zapanowała
cisza, której nie śmiał zakłócić nawet szmer liści,
przesuwanych przez wiatr. Wydawało się, że każdy wstrzymał
oddech, bo para wydobywająca się z ich ust była bardzo nikła i
nie tworzyła białych obłoków, zanim całkowicie złączała się
z powietrzem. W końcu przerwał ją Alexander, gdy podniósł głowę
i powiedział ciche „W porządku”.
~*~
Pomiędzy
wiekowymi kasztanowcami, dębami i bukami wiły się kamienne,
zniszczone przez czas i korzenie ścieżki. Główna z nich
przechodziła równo przez środek dawno zapomnianego parku, a od
niej odchodziły mniejsze o większej ilości zakrętów. Na mapie ta
plama zieleni zajmowała dużą część Strefy 8 i kawałek
Dziewiątej, ale w praktyce rośliny rozrosły się tak bardzo, że
miejsce to połączyło się z Polami. Nie zapowiadało to nic
dobrego, każdy wiedział, że Tereny Niczyje mogą być bardziej
niebezpieczne niż Rząd. Kręciło się po nich mnóstwo dzikich
zwierząt, które odzyskały swoje dawne tereny, złodziei,
napadających nie tylko podczas nocy i Niezrzeszonych Wybranych. Ci
ostatni byli prawdopodobnie okrutniejsi nawet od członków Gangów,
obchodziły ich tylko pieniądze i zabijanie Wybranej konkurencji.
Dwie
dziewczyny przemykały właśnie obok stawu, znajdującego się w
centrum. Obrastał go wysoki, nierówny żywopłot, a jego woda
przybrała zielonkawy odcień, prawdopodobnie przez ogrom glonów.
Nie to było jednak ich głównym problemem, dróżki, po których
stąpały, na pewno się do tego nie nadawały. Krzywa nawierzchnia
przypominała poszarpane skały, spomiędzy których wystawały
gdzieniegdzie korzenie lub suche trawy. Przechodzenie tędy było
istną katorgą, szczególnie że co chwila gubiły odpowiednią
trasę i musiały błądzić na oślep pomiędzy wysoką
roślinnością, ale nie miały przecież lepszego wyjścia.
Blondynka
podbiegła do zardzewiałego znaku, ledwo trzymającego się na
zgiętej w pół rurze. Odgarnęła dużą ilość brudu i starych
roślin, aby dowiedzieć się, że zmierzają ku wyjściu – na całe
szczęście. W milczeniu pokonała wraz ze swoją towarzyszką
kolejne kilkanaście metrów, gdy coś przebiegło pomiędzy krzakami
tuż obok. Lunadione wyciągnęła wyprostowaną rękę w stronę
Cecil, żeby ją zatrzymać, a wskazujący palec położyła na
swoich wargach, nakazując ciszę. Obie wstrzymały oddech,
nasłuchując. Nic – cisza.
– Chodź
– szepnęła Luna.
Zrobiły
kilka kroków w przód, a jedyne dźwięki, które słyszały,
stanowiły głośno bijące serca i powolne kroki. Zaczynały już
myśleć, że był to tylko powiew wiatru, ale wtedy żywopłot znów
się poruszył, a pomiędzy gąszczem poplątanych gałęzi zauważyły
coś białego, wyróżniającego się spośród mroku. Przypominało
to trochę sierść, ale co mogło być tak śnieżnobiałe? Podeszły
bliżej, a wtedy zwierzę uciekło na tyle szybko, że nie zdążyły
nawet określić czym było. Pomiędzy drzewami i krzakami nie miały
nawet szans zauważyć go ponownie, więc porzuciły tę myśl i
skierowały się w stronę, która prawdopodobnie prowadziła do
wyjścia.
Wydostały
się po dobrych kilkudziesięciu minutach całe oblepione w liście i
suche gałązki, przez przedzieranie się pomiędzy gęstą
roślinnością. Ten park zdecydowanie był jednym wielkim,
zarośniętym labiryntem. Odnalezienie się w nim bez trudu
graniczyło z cudem. Na szczęście szły teraz asfaltową drogą
pośród budynków nierówno pokrytych tynkiem i chyba pierwszy raz
cieszyły się z bycia pomiędzy tą wszechobecną szarością. Zza
zakrętu wyłoniły się dwie dobrze im znane osoby i ktoś, kogo nie
kojarzyły, chyba chłopak.
– Hej! –
zawołała Lunadi i ciągnąc Cecille za nadgarstek podbiegła do
nich. – Kto to? – Omiotła wzrokiem nieznajomego.
– Mój...
umh... – Na chwilę zamilkł. – Dawny kolega.
– To
ciekawe... Nigdy nie wspominasz o swojej przeszłości, Al –
mruknęła zafascynowana blondynka.
– Jestem
Razjel. – Brązowowłosy wyciągnął w ich kierunku dłoń, którą
każda z nich po kolei uścisnęła.
– Cecil.
– Luna.
– Chwilę
pobędzie w naszym azylu, bo... – zaczął tłumaczyć Alexander,
ale przerwano mu gestem dłoni.
–
Dołączam do was jako pianista. Przydam się, prawda? – Na jego
usta wpełzł dumny uśmieszek.
– Ta –
fuknął białowłosy chłopak.
– Wróćmy
lepiej do klubu, Zack pewnie czeka – odezwała się dotychczas
milcząca Electric.
– O ile
przeżył.
– Alex! –
warknęła dziewczyna.
Pozostali
wraz z Deamonami zachichotali.
~*~
YO!
Rozdziału nie było prawie DWA MIESIĄCE, wiem i przepraszam za to. Nie będę się tłumaczyć, bo to nie ma znaczenia. Teraz rozdziały postaram się wstawiać przynajmniej raz na miesiąc, ale niekiedy będą to nawet dwa lub trzy chaptery. ;). Pozostałe Chaptery zostały poprawione, ale mam je na pendrive, którego muszę poszukać.
Ostrzegam, że rozdział niezbetowany, bo nie chciałam kazać wam dłużej czekać.
Jak wam się spodobał?
A! I proszę, abyście głosowali na Trylogię Burzy TUTAJ. To sonda na blog miesiąca i bardzo zależy mi na waszych głosach. Z góry dziękuję! :)
Przepraszam jeszcze raz.
Pozdrawiam. X
YO!
Rozdziału nie było prawie DWA MIESIĄCE, wiem i przepraszam za to. Nie będę się tłumaczyć, bo to nie ma znaczenia. Teraz rozdziały postaram się wstawiać przynajmniej raz na miesiąc, ale niekiedy będą to nawet dwa lub trzy chaptery. ;). Pozostałe Chaptery zostały poprawione, ale mam je na pendrive, którego muszę poszukać.
Ostrzegam, że rozdział niezbetowany, bo nie chciałam kazać wam dłużej czekać.
Jak wam się spodobał?
A! I proszę, abyście głosowali na Trylogię Burzy TUTAJ. To sonda na blog miesiąca i bardzo zależy mi na waszych głosach. Z góry dziękuję! :)
Przepraszam jeszcze raz.
Pozdrawiam. X
Blog został dodany do katalogu Kocham Czytać Blogi ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
PomyLuna ;*
Dziękuję. :)
UsuńPozdrawiam. X
Witaju. :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło jest mi to słyszeć, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Obecnie poprawiam poprzednie rozdziały jeszcze raz pod względem powtórzeń i jakiś innych błędów, więc mam nadzieję, że dzięki temu będą jeszcze lepsze.
Proponuję zostawiać takie wiadomości w Spamie. ;) Ale pomijając to, na pewno chętnie zerknę, gdy tylko będę mieć czas. Zapowiada się dobrze.
Pozdrawiam. X
hej! Bardzo ciesze się, że wróciłaś! Twoje opowiadanie spodobało mi się od pierwszego rozdziału i miałam skrytą nadzieję, że dodasz wkrótce coś nowego, dlatego dodałam się do obserwujących :)
OdpowiedzUsuńRozdział niezmiernie mi się podoba. Już w innych komentarzach z pewnością o tym mówiłam, ale stworzyłaś niesamowitą fabułę nigdy nie czytałam nic podobnego :)
Oczywiście z chęcią zagłosuję na Twój blog w sondzie :D
Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział :D
Hejo!
UsuńA ja się bardzo cieszę, że skomentowałaś. :) Tak właściwie obecnie poprawiam nieco poprzednie rozdziały, bo robiłam wtedy bardzo krótkie zdania, które teraz łączę i przy okazji poprawiam niektóre błędy, które jeszcze zauważę. Mam więc nadzieję, że będą one jeszcze bardziej podobać się nowym czytelnikom i gdy zakończę wszystkie, to powiadomię, bo warto zerknąć. :D
Miło mi to słyszeć. Bardzo zależy mi na oryginalności, więc staram się stworzyć coś nowego, czego nikt jeszcze nie czytał. ^^
Pozdrawiam, pojawi się wkrótce (został w połowie napisany). X