Miłego czytania. ;)
Śledził
ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli mu z pola widzenia, skręcając.
Chciał być pewien, że to za nim pobiegną Wybrani. Był teraz tak
wyczulony na najmniejszy dźwięk, że słyszał z tej odległości
ciche warknięcia i piski zwierząt. Odwrócił się przez ramię i
natychmiast mógł stwierdzić, że pomiędzy nim a ścigającymi go
jest jedynie jakieś piętnaście metrów. Bez opamiętania ruszył
pędem w kierunku zupełnie odwrotnym niż reszta. Biegł, potykając
się o długą trawę i pędy pokryte cierniami. Kolce szarpały jego
spodnie, tworząc przy tym drobne nacięcia na nogach. Zagryzł
wargę, by nie syknąć za którymś razem. Bał się spojrzeć w
tył, był pewien, że się zbliżają. Próbował zachować zimną
krew i nie wyobrażać sobie, co zrobią, gdy już go złapią. Nagle
poczuł ciepło, wydobywające się z jego kieszeni.
– Zi, nie zapominaj o mnie. – Usłyszał w myślach wyjątkowo chłodny i spokojny głos jego Deamona, tak bardzo nie przypominał tego zwykłego, kpiącego ciągle tonu. – Dasz sobie radę, słyszysz? My damy.
Kiwnął jedynie głową.
– Wiem, złe wspomnienia powracają, gdy widzisz tę trójkę, ale musisz się ogarnąć. Nie po to razem z Esse uciekłeś z tego gówna, żeby teraz dać się złapać. Gdzie jest Zackary Zisu, który napluł tej rudej w twarz, mając trzynaście lat?! Gdzie ten, który powalał Wybranych z zakończonym szkoleniem?! Gdzie się schował mój odważny właściciel?! Zjadł go ten tchórz, którego teraz widzę?! – warczał, powoli wdrapując się po ubraniu na ramię chłopaka.
– Nie! – wydarł się tak, że aż ścigający go spojrzeli po sobie zaskoczeni. – Chwila, Wybrani... – mruknął prawie niedosłyszalnie. – Dlaczego nie atakują? – Rozszerzył oczy w zdziwieniu.
– A dlaczego ty nie atakujesz? – syknął Lucyfer kpiąco, wracając do swojego zwykłego zachowania. – Chyba chcą, żebyś gdzieś ich zaprowadził. Albo próbują cię gdzieś zapędzić.
Yo!
Na dobry początek miesiąca, wstawiam nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. :D
Właśnie skończyłam go pisać, więc jest niezbetowany. Jeśli pojawią się jakieś błędy, mówcie – poprawię.
Nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale mam nadzieję, że wkrótce.
Pozdrawiam. X
– Zi, nie zapominaj o mnie. – Usłyszał w myślach wyjątkowo chłodny i spokojny głos jego Deamona, tak bardzo nie przypominał tego zwykłego, kpiącego ciągle tonu. – Dasz sobie radę, słyszysz? My damy.
Kiwnął jedynie głową.
– Wiem, złe wspomnienia powracają, gdy widzisz tę trójkę, ale musisz się ogarnąć. Nie po to razem z Esse uciekłeś z tego gówna, żeby teraz dać się złapać. Gdzie jest Zackary Zisu, który napluł tej rudej w twarz, mając trzynaście lat?! Gdzie ten, który powalał Wybranych z zakończonym szkoleniem?! Gdzie się schował mój odważny właściciel?! Zjadł go ten tchórz, którego teraz widzę?! – warczał, powoli wdrapując się po ubraniu na ramię chłopaka.
– Nie.
– Nie
słyszę, głośniej!– Nie! – wydarł się tak, że aż ścigający go spojrzeli po sobie zaskoczeni. – Chwila, Wybrani... – mruknął prawie niedosłyszalnie. – Dlaczego nie atakują? – Rozszerzył oczy w zdziwieniu.
– A dlaczego ty nie atakujesz? – syknął Lucyfer kpiąco, wracając do swojego zwykłego zachowania. – Chyba chcą, żebyś gdzieś ich zaprowadził. Albo próbują cię gdzieś zapędzić.
– Ugh...
To co mam robić?
–
Miotnij w nich czymś.
– Czekaj,
co? To jest... – Chciał powiedzieć idiotyczne, ale zmienił
zdanie. – Nawet niegłupie.
– Nawet?!
– Ostrzegawczo ukłuł go kolcem ze swojego ogona.
W dłoni
Zacka zaczęła formować się ognista kula. Nie chciał spalić
tutejszych terenów, ale nie miał chyba innego wyboru. Rzucił nią
w tył, aby po chwili usłyszeć, jak jeden z psowatych skomli.
Chociaż tyle. Ogień skwierczał, pochłaniając kolejne źdźbła
trawy, a chłopak korzystając z momentu nieuwagi pościgu, skręcił
gwałtownie, wpadając między zarośla i przyspieszył, zauważając
już pierwsze budynki. W mieście łatwiej będzie ich zgubić, nawet
jeśli któryś z Deamonów chciałby ich wytropić, Luce wytwarzał
wyjątkowo mało duchowej energii. Jeśli więc wyprzedzą ich o
odpowiednią odległość, a ich ślady skrzyżują się z innymi,
będą bezpieczni.
Nie zwracał
uwagi na żadne bodźce, po prostu biegł, skręcając raz po raz i
licząc, że oddala się od pościgu. Kompletnie nie znał tych
terenów, były jakieś dziwne. Można by powiedzieć, że całkowicie
wyludnione i puste i chociaż może to się wydawać normalne przez
strach ludzi do Gangów, zazwyczaj widać było wywieszone pranie lub
coś zostawionego w pośpiechu. Nic takiego nie zauważył.
Natychmiast zatrzymał się, a pęd, który nagle stracił, sprawił,
że prawie się wywrócił.
– To
pułapka – powiedział, ledwo uspokajając oddech.
– Co?
Nagle padł
strzał, a on jęknął i upadł na ziemię, chwytając łydkę. Kula
porządnie drasnęła jego nogę, ale nie przebiła się na wylot.
Brakowała do tego kilku pechowych milimetrów. Nie był jednak w
stanie podnieść się, a tym bardziej biec. Kto by pomyślał, że
ktoś jeszcze używa broni palnej. Dotknął rany, a potem uniósł
dłoń, by ją zobaczyć. Krew. Przełknął gule znajdującą się w
jego gardle. Przez kilka incydentów z przeszłości panicznie bał
się szkarłatu i metalicznego zapachu tej substancji.
– Zi!
– Usłyszał jeszcze zanim zemdlał.
~*~
Było grubo
po północy, ale w klubie dalej dało się słyszeć głośną
muzykę, wydobywającą się z głośników. Na szczęście ściany
zewnętrzne tego budynku zostały przed laty wyciszone tak, że nie
wydostawał się poza nie żaden podejrzany odgłos, który mógłby
zdradzić istnienie tego miejsca. Nie działało to niestety
wewnątrz, więc do piwnicy docierały przytłumione dźwięki
instrumentów i słowa piosenek. Jeśli komuś bardzo zależało na
śnie, nie powinno to stanowić żadnego problemu. Gorzej, jeśli
ktoś się kłóci, a piętro wyżej włączono właśnie miłosną
balladę do tańca wolnego.
– Musimy
iść go szukać! – wykrzyczała Electric, od śmierci Esse była
ciągle poddenerwowana.
– To duży
chłopiec, poradzi sobie sam – rzucił niedbale Alexander i
skrzyżował nogi w kostkach, siedząc na fotelu.
– El...
Chodź, opatrzę ci lepiej twoją rękę... – Cecil próbowała
zwrócić na siebie uwagę dziewczyny, ale mówiła tak cicho, że
wszyscy ją zignorowali.
– Hej,
dzieci, spokojnie. – Zaśmiał się Razjel i odepchnął od ściany,
o którą wcześniej był oparty. – Duchu, jeśli dziewczynka chce,
poszukamy.
– Mów za siebie –
burknął w odpowiedzi. – Dziś nie moja kolej na patrol.
Powinniśmy to robić tak jak za każdym razem i wysłać dyżurującą
osobę.
– Al, wiesz, że teraz
jest inaczej – odezwała się Lunadione. – Te wszystkie zdarzenia
są jakieś podejrzane.
– A przez te
zdarzenia, masz na myśli?
– Śmierć Esse w
Strefie 9, jak twierdzi twój przyjaciel zabił ją Draise. Potem ten
tygrys... Duch... Mgła... Cokolwiek to było, głośno ryczało.
Następnie goni nas trójka Wybranych, która zapewne przypadkiem się
tam znalazła. No chyba to się na co dzień nie dzieje! –
tłumaczy, mówiąc szybko i lekko czerwieniejąc na policzkach ze
złości.
– Ta trójka to Drakon,
Draise i Enma oraz ich Deamony, co nie wróży nic dobrego – poparł
ją brązowowłosy chłopak i przysiadł na oparciu sofy. – Ich
twarzy nie da się z niczym pomylić.
– A ty skąd jesteś
tego taki pewien? – prychnęła Azjatka.
– Znamy ich z Duchem...
Hmm... Dość dobrze. – Uśmiechnął się chytrze.
– Alex? Masz zamiar nam
coś wytłumaczyć czy dalej będziesz udawać, że nic nie wiesz? –
Electric mierzyła go chłodnym wzrokiem, przymrużając delikatnie
oczy. W ślad za tym poszli inni i teraz każdy patrzył wprost na
chłopaka.
Westchnął.
– Dobra. – Poddał
się. – Niech wam już będzie, ale nie mam zamiaru opowiadać
wszystkiego. – Pogrążył się we własnych wspomnieniach,
relacjonując im wybrane. – To była jedna z wielu akcji...
~*~
Słońce tego dnia
wychyliło się zza chmur, rozświetlając okolicę złotymi
promieniami. Temperatura wzrosła do ponad dwudziestu stopni i robiło
się powoli nieznośnie gorąco. Jako że był to środek lata,
nikogo nie powinna dziwić taka pogoda, ale na Wyspach Brytyjski
wiecznie padał deszcz, a burzowe chmury prawie nie opuszczały
nieboskłonu, więc było to dość niespotykane zjawisko.
Mieszkańcy, o ile można było tak ich nazwać, Strefy 7
zaciekawieni wychodzili ze swoich azyli, błądząc po rozgrzanej
nawierzchni, a ich twarze zawitały równie rzadkie co słońce
uśmiechy.
Na dachu sierocińca
zebrała się mała grupka chłopców, trzech z nich siedziało na
poustawianych koło murku kartonach, a jeden, ten wyglądający na
najstarszego, chodził tam i z powrotem z grymasem na twarzy. Młodsi
podążali za nim wzrokiem i niespokojnie ściskali dłonie, nie
wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić. Tego popołudnia do portu w
Stefie 3 miała przyjechać dostawa z czymś ważnym, więc normalnie
planowaliby jak przejąć to coś,
ale niestety nie tym razem. Skwar sprawiał, że zbyt szybko
się męczyli, a i moce ich lidera byłyby teraz bezużyteczne.
– Nie miało, kiedy
zrobić się ciepło... – mruczał pod nosem niezadowolony chłopak
o jasnobrązowej czuprynie. – To oczywiście nie mogło stać się
jutro! – Wyrzucił dłonie ku niebu.
– Razjel... – odezwał
się najmłodszy, który mógł mieć co najwyżej jedenaście lat.
– Cicho, Karmel! Myślę!
– warknął na niego, nawet nie zaszczycając swoim spojrzeniem.
Chłopiec skulił się
wystraszony.
– Uważaj, bo ci się
uda coś wymyślić. – Białowłosy zaśmiał się i wstał. –
Zamiast chodzić w te i we w te, może nas posłuchasz?
W odpowiedzi usłyszał
ciężkie westchnięcie.
– No mów już, Duchu.
– Ile razy robiliśmy
gorsze akcje z tuzinem Wybranych na karku? – Przybliżył się do
niego.
– Właściwie to raz i
uratowało nas tylko schowanie się w skrzynkach po rybach.
Śmierdzieliśmy przez tydzień... – Obrócił się, patrząc mu
prosto w oczy. – Nie ważne, do czego zmierzasz?
– Chodzi mi tylko o to,
że słońce nie może być dla nas przeszkodą. To jedyna taka
szansa, a wiesz, jak w Rządzie trąbią o tej paczuszce! Sam Karmel
ci o tym powiedział, a od czegoś go tam mamy jako wtyczkę –
mówił zdecydowanie.
– Pozwólcie, że się
wtrącę. – Ze swojego miejsca na kartonie wstał chłopak o
czarnych włosach, które wyglądały, jakby ktoś położył mu
garnek na głowie, a potem obciął je wokół niego. – Z mojego
dochodzenia wynika, że statek przypłynął ze stałego lądu
Eurazji, nie jednej z Wysp Brytyjskich.
– To musi być coś
ważnego, Ra! Nawet Łuska chce nam pomóc. – Na dziecięcą twarz
wkradł się uśmiech, wiedział, że jego przyjaciel zaraz się
podda.
– No dobra, niech wam
będzie. Stosujemy taktykę G, wiecie co robić? – Włożył dłonie
do kieszeni i przekrzywił lekko głowę.
Pozostali zgodnie
pokiwali głowami i natychmiast ruszyli do drabiny, by zejść na dół
i rozbiec się na swoje pozycje.
– Zapowiada się
ciekawy dzień – stwierdził Razjel i włożył lizaka do ust.
~*~
Opowieść przerwała
Electric, poprawiając się na kanapie i mówiąc:
– Poczekaj... Ale co
to ma do znajomości tamtych Wybranych? Pomijając, że zachowujesz
się w tej historii jak nie ty.
– Cicho, El! Daj mi
dokończyć, to zrozumiesz – warknął, mrużąc oczy, ale zaraz
się uspokoił. – Wracając do tego, co mi przerwano...
~*~
Strefa 3 była jedną z
tych, które całkowicie zajmowali tylko Wybrani, więc dość
dziwnym widokiem byłaby grupka dzieci w poobdzieranych ciuchach i o
ubrudzonych buziach. Tak właściwie dwójka z nich nie była
bezdomna, ale wystarczyło godzinne włóczenie się po ubogich
obszarach, przemykając się przy tym przez najwęższe uliczki
pomiędzy budynkami i po ich dachach, by najlepsze ubrania zamienić
w łachmany. Po jakimś czasie zrezygnowali po prostu z ciągle to
nowych strojów, ubierając na akcje te najbardziej zniszczone.
Alex, starając się być
przy tym niezauważalnym i chowając się, za czym popadnie, mijał
właśnie jeden z wysokich, oszklonych biurowców. Aż strach
pomyśleć, że zniszczone kamienice i popękany asfalt znajdują się
jedynie jakieś półtorej godziny pieszo stąd, były właściwe
przeciwieństwami tego, co widział teraz. Potrząsnął głową,
odganiając rozpraszające go myśli. Musiał się skupić na swoim
zadaniu.
– Kuroshi – syknął
cicho, ukrywając się za kontenerem, znajdującym się przy tylnym
wyjściu budynku. Stalowy pojemnik błyszczał, jakby właśnie
został wypolerowany, pokazując, jak wielkim kontrastem jest to
miejsce dla jego codziennego otoczenia.
– Jest pusto –
zameldował kruk. – Do portu masz jeszcze góra dwieście
metrów.
Wychylił się
delikatnie, aby być całkowicie pewny, że nikt go nie złapie, a
gdy nikogo nie zauważył, wybiegł jak strzała, nie zwracając na
nic uwagi. Czekał tylko na jakiekolwiek ostrzeżenia od swojego
Deamona, który leciał wysoko ponad jego głową. Czuł coraz
ostrzejszy zapach słonej wody, nieubłaganie zbliżając się do
swojego celu. Ulice wydawały się mu całkowicie opustoszałe, były
około pierwszej po południu, więc większość Wybranych, tak jak
wcześniej zwykli ludzie, pracowała, uczyła się lub zajmowała
jakimiś innymi sprawami. Ich życie wydawało mu się takie idealne,
nie dziwił się, że niewybrane osoby tak im zazdrościły mocy.
Wreszcie wybiegając zza
jakiegoś magazynu, mógł ujrzeć port, a za nim niekończące się
morskozielone fale, delikatnie uderzające w brzeg, tworząc przy tym
pianę. Rzadko bywał w tych lepszych Strefach poza misjami, a
właściwie nigdy nie bywał, więc nie mógł nigdy się im
przypatrzeć. Nigdy też nie widział, co jest za nimi, jak wyglądają
inne lądy. Pozostawała mu jedynie wiedza teoretyczna, za wodą
kryła się największa z Wysp Brytyjskich, a za nią kontynent
Wybranych – Eurazja. Oprócz niego była jeszcze Ameryka Północna
– zajęta przez największą organizację buntowników, która
niestety po opanowaniu tego terenu niezbyt działała przeciwko
Rządowi, Ameryka Południowa – głównie pokryta Terenami Niczyimi
oraz dawny kontynent, obecnie wyspa Australia – również
niezamieszkana i zdziczała.
Usłyszał głośne,
nieprzyjemne dla ucha krakanie, które wyrwało go z rozmyślań,
ostatnio zbyt często się w nie pogrążał, odłączając się
umysłem od świata. Zaczął powoli skradać się, przechodząc
pomiędzy kontenerami morskimi i w końcu zauważając jeden z
większych, pokryty zieloną, łuszczącą się już farbą i
podpisany na biało D27, wspiął się na niego i natychmiast
położył, starając się być jak najmniej możliwy do zauważenia.
Musiał czekać na znak od Karmela, żeby wiedzieć, na którym
statku znajduje się paczka.
Niecałe dziesięć minut
potem zobaczył spacerującego po placu jedenastolatka, chłopiec nie
musiał się martwić o schwytanie go, w końcu jego ojciec był
jednym z najważniejszych Wybranych w całym Quinnes, a może i na
Wyspach Brytyjskich.
~*~
Ponownie przerwano
historię, tym razem zrobiła to Lunadione, unosząc wysoko rękę do
góry. Alexander na początku miał zamiar ją ignorować, ale
wiercenie się dziewczyny na fotelu, tak go irytowało, że w końcu
warknął:
– O co chodzi?!
– Czyim synem jest
Karmel? – zapytała wyraźnie zaciekawiona i opuściła dłoń.
– Dojdę do tego... –
mruknął niezadowolony i już chciał wracać do opowiadania, gdyż
znów usłyszał głos dziewczyny.
– Alek, no!
– Cisza! Zaraz wam nic
więcej nie powiem! – zagroził.
– No już dobra... –
Westchnęła przeciągle.
– Na czym to ja... A
tak! – Znów zagłębił się w swojej przeszłości.
~*~
Chłopak podszedł do
jakiegoś mężczyzny w średnim wieku, koło którego kręcił się
kojot. Alex przełknął głośno ślinę, zdając sobie sprawę, kim
jest ten osobnik, Draise Frei – jeden z dwóch przywódców
tutejszego Rządu i ważny członek Rządu ogólnoświatowego, a
także ojciec Karmela. Coraz mniej wierzył w powodzenie tej akcji, a
tak był na nią nakręcony wcześniej. Wpatrywał się uparcie w
ciemnego blondyna, czekając na umówiony sygnał, bał się jednak,
że przez obecność tak ważnej osobistości, może nie być nawet
okazji, by go wykonać.
– Kuro – szepnął
prawie niedosłyszalnie.
– Co zaś?
– Podleć tam nieco
bliżej i podsłuchaj, co mówią – rozkazał mu, starając się,
by jego głos zabrzmiał surowo.
W odpowiedzi usłyszał
śmiech pomieszany z nierównym krakaniem.
– Głupi dzieciak!
Deamon mnie wyczuje, muszę trzymać dystans.
– Ugh... Dobra.
Po chwili, która zdawała
mu się wiecznością, Draise odszedł w kierunku najbliższego
biurowca, wyglądając na wyraźnie zdenerwowanego. Karmel musiał
nakłamać mu o jakiś problemach, całe szczęście, że wpadł na
taki pomysł. Niedługo potem chłopiec zagadywał pracowników
portu, stojących przy jednym ze statków i energicznie gestykulując,
pokazał szybko kółko zrobione z kciuka i palca wskazującego, tak
by Alexander to zauważył. To już teraz, jego kolej na działanie.
Zszedł jak najciszej z
kontenera i podszedł do brzegu betonowego placu. Gdy wychylił się,
mógł zauważyć przymocowaną do ściany drabinkę, która
prowadziła na wąską półkę, ciągnącą się wzdłuż całego
portu. Nie wiedział, do czego zazwyczaj służyło to przejście,
ale w tym momencie niesamowicie mu się przyda. Już po chwili był
na dole i biegł przed siebie, starając się nie przewrócić i
wpaść do wody. Było wyjątkowo ślisko przez fale, które co jakiś
czas zalewały prawie całe tenisówki chłopaka.
Skręcił, by w końcu
znaleźć się, najbliżej jak tylko mógł. Patrząc w górę, mógł
zobaczyć ogrom towarowca, nie był to zwykły, mały stateczek.
Wkrótce Kuroshi miał na jego pokładzie zauważyć Razjela, który
przemknął się tam, korzystając z nieuwagi pracowników portu.
Potem musiał niezauważenie przejąć paczkę przygotowaną już do
wyniesienia jej na ląd pośród wielu dużo mniej ważnych rzeczy i
zrzucić ją na dół, wprost ręce Alexa. Plan prosty, ale zawsze
jest jakieś ryzyko.
– Ma już cel, zaraz
będzie zrzucał. – Usłyszał głos swojego Deamona i spiął
się
Następnie ujrzał
jasnobrązową czuprynę swojego przyjaciela, który bez zbędnego
gadania puścił pakunek, natychmiast odchodząc. Nie mógł
pozwolić, by go wykryto. Stojący na dole chłopak złapał nierówne
zawiniątko i nie zastanawiając się nawet, pognał tak, jak było w
planie. Pod koniec portu, przy drugiej drabince miał czekać na
niego Łuska, ale gdy tam dotarł, nikogo nie zauważył.
– Co jest... –
mruknął pod nosem, rozglądając się na boki.
– Wyłaź stąd i
kryj się! Mają Vieta, no szybciej! – Kuro wydawał mu
polecenia.
Łuska złapany? Przecież
to niemożliwe, nie mogło się im nie udać, nie taki był plan.
Szybko wspiął się po metalowych szczeblach, by zaraz potem pobiec
za jakiś magazyn, których pełno było wokoło. Dyszał ze stresu,
a bicie jego serca było szybkie i nierówne. Co teraz ma zrobić?
Jeszcze nigdy nikt z ich grupki nie został pojmany, nie mieli
żadnych procedur na taką sytuację. Nagle usłyszał, że ktoś
biegnie w jego kierunku, a zanim zdążył jakkolwiek zareagować,
obok niego pojawił się Razjel.
– Słuchaj, musisz mi
to oddać. Jakoś udobrucham ojca i powiem, że to miała być tylko
zabawa i że chciałem pokazać, jak łatwo ukraść nam dostawę.
Vieta wyślą na Szkolenie, ale da sobie radę. Ważne, żeby żył!
– mówił, co jakiś czas sapiąc ze zmęczenia.
– A ja? – Podał mu
pakunek.
– Ty tu zostań, za
chwilę przyjdzie Draise, Enma i mój ojciec. Nie mogą cię
zauważyć. – Położył mu dłoń na ramieniu. – Cieszę się,
że nic ci nie jest, Duchu. – I pobiegł w kierunku placu, gdzie
już słychać było oburzone krzyki i ogólny harmider.
Na początku chciał
posłuchać starszego chłopaka, ale ciekawość zwyciężyła i
wspiął się na dach małego budynku, o mało nie spadając. Miał
stamtąd doskonały widok na to, co się dzieje. Wpierw na środek
wyszedł dobrze mu znany czarnowłosy mężczyzna, ojciec Karmela,
ciągnąc za rękę Vieta. Tuż po nim pojawiły się tam jeszcze
dwie osoby – nieco bardziej postawny, ale nadal bardzo niego
podobny bliźniak oraz rudowłosa, młodsza od nich kobieta.
Doskonale kojarzył całą tę trójkę. Draise, Drakon i Enma –
rodzeństwo rządzące całym Quinnes, a także ojcowie dwójki z
jego przyjaciół i ich ciotka. Widział te twarze zbyt wiele razy,
by móc się pomylić.
~*~
Yo!
Na dobry początek miesiąca, wstawiam nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. :D
Właśnie skończyłam go pisać, więc jest niezbetowany. Jeśli pojawią się jakieś błędy, mówcie – poprawię.
Nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale mam nadzieję, że wkrótce.
Pozdrawiam. X
Nie ma komentarzy pod tym rozdziałem... Więc przypałętam się.
OdpowiedzUsuńBłędów nie zauważyłam. To znaczy, że albo już oślepłam do końca, albo ich naprawdę nie ma. Obstawiam to drugie.
Rozdział... Inspirujący... Nie wiem jak mam myśleć o tej przeszłości Ducha.
Najbardziej zainteresował mnie wstęp. Lubię jak jest krew, chyba staję się żądna krwi...
Czekam na więcej :)
Pozdrawiam.
PS. Nominuję cię do LBA. Proszę to link do pytań, które są na samym dole posta.
http://przygody-fairytail.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award.html
No niestety, tak to już jakoś u mnie jest, że komentarze pojawiają się dużo później niż rozdział, jeszcze nie wiem dlaczego. xD Ale cieszę się, możesz przypałętywać się częściej.
UsuńMiło mi to słyszeć, o jego przeszłości zapewne jeszcze wiele usłyszymy. Mam przynajmniej taką nadzieję. ^^
Hah, czyli nie jestem jedyna. :D
Dziękuję za nominacje.
Pozdrawiam. X
Wpadłam na twojego bloga już jakiś czas temu, ale nigdy nie mogłam się zebrać za czytanie xD Brak czasu albo coś... W każdym razie wreszcie wpadłam, ale jest dość późno i na razie przeczytałam tylko ten rozdział. Żeby wiedzieć, czy mi się spodoba;)
OdpowiedzUsuńNa razie nie wszystko rozumiem, bo czytanie od końca raczej rozumieniu nie sprzyja, ale podoba mi się;D Najbardziej w tym rozdziale ujęło mnie to "miotnij w nim czymś". Nie wiem czemu, ale bardzo mnie to sformułowanie rozśmieszyło:D
Ciekawi mnie ta trójka- D&D&E. A właściwie to, jak wyglądałby rozdział, gdyby uczestniczyli w nim osobiście, a nie tylko z opowieści. Naprawdę są tacy groźni? Mam nadzieję, że tak, bo lubię złe charaktery. Są bardzo wyraziste i ciekawe.
Jedyne, co mnie denerwowało, to ten czerwony kolor w tekście pochyłym. Nie znoszę jak coś się w ten sposób wyróżnia. Ale reszta jak najbardziej na plus;)
Pozdrawiam i nie wykluczam, że wpadnę przeczytać poprzednie.
A tymczasem zapraszam do siebie;)
sila-jest-we-mnie.blogspot.com
Albo coś... xD Nie martw się, też tak niekiedy mam. Cieszę się natomiast, że jednak zdecydowałaś się coś przeczytać i skomentować, bo to dla mnie jako autorki wielka motywacja. Trochę tak dziwnie zaczynać od najnowszego, bo trudno się połapać. Przynajmniej według mnie.
UsuńHah, nie dziwię się. To fantastyka, więc fabuła jest nieco zaplątana i trudno się w niej połapać czytając jeden, najnowszy rozdział. XD Cieszę się jednak, że ci się spodobał.
Rozmowy pomiędzy Deamonami i ich właścicielami to dla mnie po prostu idealne miejsce do wplatania zabawnych elementów i zazwyczaj przejawiają się właśnie takimi sformułowaniami. Osobiście w słownych przepychankach moimi faworytami są Alex i Kuro oraz Zack i Luce.
Podzielam twoją miłość do czarnych charakterów, są zdecydowanie najbardziej wyraziste i mają zazwyczaj najlepiej wykreowane cechy i historię. Lubię też postacie szare, czyli takie nie do końca złe ani nie do końca dobre. Jak to będzie z tym trio jeszcze zobaczysz. ;)
Oj uwierz, że mnie on denerwuje jeszcze bardziej. Próbuje to naprawić lub jakkolwiek zakryć, ale najprawdopodobniej jakiś kod CSS mnie blokuje i będę musiała zmienić szablon. :/ Też tego nie znoszę i naprawdę się staram, by to naprawić. Na razie trzeba to przecierpieć.
Mam wielką nadzieję, że wpadniesz jeszcze kiedyś i przeczytasz resztę historię. Na pewno wpadnę potem do ciebie, bo zauważyłam, że jest to postapo. *.*
Pozdrawiam. X
Witam!
OdpowiedzUsuńTwój blog walczy o miano Blogu Miesiąca Marezc 2016 ;)
PomyLuna Kocham Czytać Blogi :)
Czytając te 5 rozdziałów spędziłam bardzo miłe popołudnie ;) Tak dawno nie czytałam żadnego bloga... aż zapomniałam jakie to przyjemne!
OdpowiedzUsuńNa wstępie przepraszam za jakość tego komentarza, ale w sztuce oceniania opowieści jestem beznadziejna. Jednak chcę trochę ci tu nawyliczać błędów i moich skarg co do jakości...
Oczywiście żartuje!:P Na zęby Gorgola, dziewczyno! Aż wpadam w kompleksy. To nie jest twoja pierwsza próba? Bo ja po pięćdziesiątej nie mam takiego poziomu. Ładnie opisujesz (ja też tak chcę, bo to jestem beznadziejna w opisach), dialogi są genialne. Jak potem się tłumaczyć, że uśmiechy posyłane telefonowi to nie objaw ześwirowania tylko rozbawienia?
Od dziś kocham kruki ♥
Czasami tylko ciężko jest mi się połapać co, gdzie, jak, po co, na co i dlaczego. Myślę, że powodem mojej nierozgarniętości jest fakt, że rozpoczynasz historię, a z upływem czasu wszystko załapię.
Odnośnie treści, to twój pomysł, nie dość, że oryginalny to jeszcze strasznie przypadł mi do gustu! :) Gadające zwierzęta? Super-moce? Rozwalony świat? Śmierć? Loffam ♥
Za nieskladnosc komentarza przepraszam, ale że względu na późną porę nie jestem odpowiedzialna za swoje czyny :P Wiem, mogłabym napisać jutro, ale pewnie nie chciałoby mi się już napisać NIC.
Na koniec mam jeszcze jedną uwagę, a mianowicie na moim telefoniku bardzo trudno się czyta tekst. Chodzi tylko o to, że jest biała czcionka na białym tle.
Jeśli nie zasnelas to - klask! klask! Nie jestem w stanie się powstrzymać przed napisaniem bezsensownego poematu (w większości nie na temat :D) o twoim opowiadaniu.
Za błędy, które są u mnie nieuniknione przepraszam.
Pozdrawiam, życzę weny, czasu i chęci
Berwarna
Miło mi to słyszeć. ^^ Ja właściwie też, chyba będę się musiała za jakiś wziąć...
UsuńHaha, spokojnie! Moje komentarze są zapewne gorsze. Jestem naprawdę beznadziejnym komentatorem, ale staram się zawsze naskrobać coś pod przeczytanym tekstem, bo wiem jakie to ważne dla autora. Szczerze, to bym się z czegoś takiego cieszyła. xD Jestem dziwna, lol.
Gorgola? Czuję, że to powołanie się na coś poważnego i groźnego, więc wierzę. ;D A tam, na pewno też piszesz dobrze. Tak, to właściwie próba trzecia z tym opowiadaniem, ale pisałam też wiele innych rzeczy (głównie blogi grupowe), więc przez te kilka lat nabyłam jakiegoś doświadczenia. Ładnie opisuje? O_o Ja mam wrażenie, że tak niezbyt, ale ok - wierzę i miło mi to słyszeć! Dialogi akurat lubię pisać, bo mogę być wtedy bardziej luźna i napisać coś potocznie. ^^ Haha, też tak niekiedy mam, gdy coś czytam - nie jesteś jedyna! Zazwyczaj rodzice wtedy pytają z kim pisze, a ja z automatu podaję imię jakieś przyjaciółki, żeby nie musieć się tłumaczyć. ;DD
Kuroshi odwzajemnia twoją miłość! XD
Wieem, nad tym musze jeszcze popracować. Nie ty jedyna się gubisz, ale staram się, naprawdę! Mam nadzieję, że w miarę z postępem historii wszystko będzie coraz bardziej jasne. ;)
Cieszy mnie to bardzo, to również moje klimaty, dlatego lubię o nich pisać.
Spokojnie! Miło jest czytać każdy nawet najmniejszy komentarz - ten pozytywny, jak i negatywny.
Aish! Nie zauważyłam, ze podczas zmieniania koloru czcionki, nie zmieniłam też szablonu mobilnego. Z całego serca za to przepraszam, już powinno być ok!
Bez przesady! Bardzo przyjemnie czytało mi się twój komentarz, nie bądź dla siebie taka krytyczna. ;)
Nawet nie zwróciłam na takowe uwagi.
Dziękuję.
Pozdrawiam. X
Hejo, nareszcie po 1...2...3... 4? miesiącach zebrałam się w sobie i odnalazłam chęć oraz czas, aby tu zajrzeć. Tak, kajam się. ^,^
OdpowiedzUsuńNa początku trochę trudno było mi się połapać w tej pędzącej akcji, ale dałam radę! *dumna*
W każdym razie, świetne dialogi, szacun na dzielni. ^,^
Prawdę powiedziawszy, jestem w tej historii od samego początku i patrząc jak ewoluuje, czuję się staro, bardzo, bardzo staro. ;-;
Niemniej jednak, miło jest znowu poczytać jakieś nie-gejowskie opowiadanie. (Tak, tak, faza na slash znów atakuje.)Oprócz dialogów strasznie spodobały mi się także opisy, postacie (Kuroshi! *o*), intrygi, taak, mnóstwo intryg, niedopowiedzeń!! Mówiłam już, że cię uwielbiam? Tak? To mówię raz jeszcze! ^,^
Och, robię się ostatnio strasznie pochlebcza... O_o
Jest jeszcze jedna rzecz, na którą zwróciłam uwagę, mianowicie — zrobiłaś ogromny krok w przód, jeśli chodzi o jakiekolwiek błędy. ^,^
I widzisz co narobiłaś?! Przez ciebie urosłam z 15 cm przez tą dumę. xD
Pozdrawiam. ;3
Witaju! :) Wybacz, że tak późno odpisuje, ale ostatnio nie mam zbyt dobrego dostępu do komputera. Nie ma potrzeby, sama ostatnio mam jakieś zastoje twórcze. ;) Raz piszę kilka stron w Wordzie jednego dnia, a raz przez cały miesiąc w ogóle się go nie tykam.
UsuńGeneralnie staram się obecnie dokończyć Chapter 6 do końca marca, bo obiecałam jeden na miesiąc i jeden na miesiąc będzie!
Mój leń mnie kiedyś wykończy...
Wee, to się cieszę. Staram się nie pędzić na łeb, na szyję, ale to trudne, gry próbuje się rozwinąć fabułę i akcję.
Wo, mam szacun na dzielni, jestem z siebie dumna. *.*
Nie martw się, ja też. >.< Historia żyła w internetach przynajmniej rok przed twoim przybyciem i zaczęciem komentowania, więc pomyśl jak to jest w tym przypadku ze mną... Patrząc na mój warsztat choćby kilka miesięcy temu widzę straszne postępu i to jest takie dziwne.
Hah. XD Cieszę się, że nie zawiodłam. Raczej nie lubię romansów, więc u mnie byłoby o to trudno. Choć nie powiem... Niektóre postacie pasują mi do siebie... Ale taki już los fangirl, która lubi shipować.
To jest takie zabawne dla mnie, że jednym się opisy podobają, innym mniej, jedni narzekają na ich nadmiar, dla innych jest dobrze, a dla jeszcze innych za mało. XD Ale chyba nie będę za dużo w tej kwestii zmieniać, wszystkim nie dogodzę. Postacie to podobno mój konik, więc mnie to cieszy. Niedopowiedzenia, czyli tak zwany Polsat. O tak, kocham nie mówić wszystkiego. :D
Hmm, nie, ale dziękuję! <3
Tak troszkę, nie mówię, że to źle. ;D
Hah, też to zauważyłam i niezmiernie się z tego cieszę. Ortografia i interpunkcja po wielu ćwiczeniach i poprawkach bety nie wydaje się aż taką czarną magią. :DD Pomijając komentarze... Tu mi się niekiedy po prostu nie chce już myśleć nad nimi. :v
Ojej, to mam nadzieję,że byłaś krasnalem, żebyś nie została jakimś strasznym wielkoludem. O_o
Pozdrowionka. X
A tam, nic nie szkodzi. ^_^ Spokojnie, Sileth.
UsuńTwoje winy zostaną odpuszczone, ale pod jednym warunkiem - musisz odpowiedzieć na moje pytanie.
Czy ty shippujesz Tomarry na wattpadzie? O_O
Bo myślałam, że, wyobraź sobie, padnę, gdy przy przeglądaniu z nudów coraz to nowszych fanficków zobaczyłam twój nick, profilówkę oraz *Ha! Specjalnie sprawdziłam profil!* Trylogię Burzy! >,< No i po prostu musiałam zapytać. Chociaż właściwie zaczęło się od twojego komentarza pod "Azylem Czasu". Znaczy, chyba twojego... zresztą, przy dobrych wiatrach niedługo się dowiem! ^_^
W każdym razie, wracając na ziemię - masz rację, Polsat pełną gębą. I tak, sądzę, że byłam krasnalem. Wiesz, metr sześćdziesiąt w kapeluszu ulicą nie chodzi. ^_^
Owszem, moje konto. XD Generalnie ja shippuje wszystko... Jestem taką chodzącą fangirl shipperką. I zazwyczaj czytam coś takimi falami, raz mam fazę na Dramione, raz Drarry lub Tommarry, potem Percabeth, a następnie jakieś ff o zespołach... Ale nie, generalnie tak całym sercem shippuje Hermione z Draco oraz Ginny z Blaisem. A Tommarry i Drarry to tak pobocznie można przeczytać, kto zabroni. ;D
UsuńGinny i Blaise? Powiem szczerze, pierwszy raz słyszę, żeby ktoś to shippował. Ale nie twierdzę, że to źle! Wręcz przeciwnie, dziękuję ci z całego serducha! Przynajmniej nie będę miała już chęci (i narzędzi!) zamordować tej dziewczyny za samo to, że ktośkolwiek na tym padole łez będzie miał tyle wewnętrznej siły, aby wspomnieć o niej, jako o kandydatce na dziewczynę/żonę/matkę dzieci/bratnią duszę/ czy kij tam wie co jeszcze Harry'ego. W tak dramatycznym momencie mego życia, wspomnę twój komentarz i mi przejdzie żądza mordu ^_^ Niezły plan na życie, czyż nie?
UsuńWłaściwie, ja shippuję przeważnie wszystko co się rusza i ma męskie organy rozrodcze z innymi tego typu osobnikami (oprócz Snarry, nie cierpię Snarry! >,<), więc wiesz jak jest. xD
W każdym razie, chyba powinnam na tym zakończyć, albowiem właśnie spamię ci bloga... xD
Ale, ale! Pewnie jak się rozgadam na jakiś temat to znajdę na ciebie namiar i po problemie :P
Branoc~!
Najlepiej napisz do mnie na PW Wattpada to pogadamy. ;)
UsuńDobranoc. X