poniedziałek, 9 listopada 2015

Chapter 2

Miłego czytania. ;)

             Dziewczyna o azjatyckiej urodzie niespokojnie chodziła tam i z powrotem po pokoju. Lekko skośne, ciemne oczy były teraz podpuchnięte, a czarne jak smoła włosy rozczochrane. Nie traciła nawet czasu na przebranie się z ubrań służących jej za piżamę. Jako jedyna nie wyruszyła na poszukiwanie Esse. Zbyt bardzo była związana z zaginioną kobietą. Nie była w stanie ruszyć się z domu. Jej psychika źle sobie z tym radziła. Wiele pytań plątało się po jej głowie. Co jeśli umrze? Albo ją pojmali? Może zwerbowali do siebie? Torturowali ją albo jej Deamona? A może teraz leżała w kałuży krwi na braku, oczekując pomocy? Zacisnęła dłonie na włosach. Nie powinna mieć teraz negatywnych myśli. Na pewno będzie dobrze. Na pewno... Usiadła sfrustrowana na sofie. Przejechała palcami po zdartym, chropowatym materiale. Stopy ułożyła na kamiennym, ciemnym stoliku. Miał spore pęknięcie w kształcie pajęczyny. Spojrzała na stary, wyblakły plakat zespołu sprzed wieku lub więcej. Ciekawe jak przetrwał tyle lat?


             Usłyszała skrzypnięcie klamki, a drzwi otwarły się. Zwróciła wzrok w tamtą stronę, ściągnęła nogi ze stołu i ułożyła je na podłodze. Do środka wszedł chłopak w szmaragdowej bluzie. Jego oddech był nierówny. Pewnie biegł. Białe kosmyki wystające spod kaptura były całe mokre. Spojrzał na czarnowłosą dziewczynę. Zielone tęczówki nie wyrażały żadnych uczuć, jak zwykle zresztą. Była do tego przyzwyczajona.
             – Czy... Ona... – wyjąkała, tracąc już nadzieje.
             – Nie mam jej w Strefie 7 – poinformował, ściągając przemoczoną bluzę.
 Dziewczyna westchnęła, ni to z ulgi, ni z frustracji.
             –  Może pozostali coś znaleźli... – powiedziała bardziej do siebie.
             –  Oby tak – mruknął chłopak zakładając byle jaką suchą koszulkę.
             Dziewczyna spojrzała w stronę jego ramienia, gdzie zwykle przesiadywał Kuroshi, Deamon Śmierci, który do niego należał. Jednak zamiast ujrzeć czarnego jak noc kruka nie zobaczyła nic.
             – Gdzie jest Kuro? – zapytała zdziwiona.
             – Wyczuł coś podejrzanego i stwierdził, że to sprawdzi. Czy jakoś tak. Nie bardzo mnie to obchodzi. – Wzruszył ramionami.
              – Co?! - Zdenerwowana zerwała z sofy uderzając kolanem o stolik. Skrzywiła się lekko, ale natychmiast podeszła do Alexandra.
             – Mam ci to przeliterować? – zapytał uśmiechając się złośliwie.
             – Nie wkurzaj mnie – wysyczała przez zęby, a z koniuszków jej palców wyskoczyły iskry.
             – A co ja zrobiłem?
             – Kuro może zginąć! I co wtedy zrobisz?!
             – Tak właściwie, nie wiem. Zazwyczaj zabija się Wybranego, Deamony mogą przetrwać więcej. Może też zginę – wytłumaczył spokojnie, jak małemu dziecku.
             – Ale... Czy ciebie on w ogóle interesuje? To nie jest jakaś zabawka, którą możesz wyrzucić! – warknęła. Nienawidziła kiedy tak ją traktował.
             – Niekiedy żałuję, że go mam. – Cyniczny uśmieszek, który wkradł się na jego twarz przebrał miarę. Electric z całej siły uderzyła go w policzek. Zdziwiony chłopak odskoczył, pocierając obolałe miejsce. – Co ty sobie wyobrażasz?!
             Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Zdenerwowana do granic możliwości czarnowłosa dziewczyna zatrzasnęła się w łazience ze łzami w oczach. Zszarpane nerwy dawały o sobie znać. Najpierw zaginięcie Esse, teraz kłótnia z Alexem.
             – Świetnie – mruknął Al z grymasem na twarzy.
~*~
             Nie rozumiała go. Nie rozumiała jego zachowania. Gdyby ona mogła mieć Deamona... Westchnęła cicho. Niestety było to niemożliwe. Złośliwy los obdarzył ją mocami Burzy, ale nie dodał do tego tej niezwykłej istoty, która powinna nauczyć ją korzystać z tych zdolności. Oparła dłonie na szafce stojącej w rogu małego pomieszczenia. W drewnie wycięty został otwór, w który włożono miskę. Miało to zastąpić umywalkę. Do tej prowizorycznej łazienki nie była doprowadzona kanalizacja, więc nie mogła teraz nawet przemyć twarzy, żeby się uspokoić. Z drugiego pokoju usłyszała skrzypnięcie zawiasów drzwi.
             – Jestem.
             To był Zack..
             – Chcesz za to medal? – zapytał Alex znudzonym głosem.
             – Gdzie Ellie? – Nie zwracał uwagi na zaczepkę.
             – Siedzi w toalecie. – Wzruszył ramionami.
             – Co zrobiłeś? – Westchnął, patrząc na Alexandra spod przymrużonych powiek.
             – Ja? Dlaczego ja? – spytał oskarżycielskim tonem.
             – Ponieważ lubisz ją denerwować. To jak?
             – Poszło o Kuroshiego.
             Czarnowłosy chłopak uniósł jedną brew wyraźnie zaciekawiony.
             – Wiesz jaka ona jest wrażliwa na temat Deamonów, Zackary.
             – Wiem. Ale nie wątpię, że dałoby się uniknąć tej kłótni. Z innymi się jakoś nie sprzecza o to.
             – Być może. – Na twarzy  Alexa pojawił się szeroki uśmiech, który po chwili znikł. Z łazienki wyszła Electric.
             – I jak? – popatrzyła na nich z nadzieją.
             – Strefa 8 pusta – mruknął niezadowolony Zack. Był równie, a nawet bardziej mokry, niż Alex, kiedy wrócił. Włosy chronił czerwony kaptur, ale i tak połyskiwały od kropli wody. Brązowe tęczówki patrzyły na dziewczynę ze smutkiem.
             Jej oczy zaszkliły się. Zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. Nie chciała być uważana za słabą. Ale co mogła teraz poradzić? Miała dość. Dość życia w strachu. Dość walki z czymś nie do pokonania, bo jaki to ma sens? Jej moce i tak do niczego się nie nadawały. Nie miał kto jej nauczyć posługiwać się nimi. Była przecież inna. Dziwna. Nie miała swojego Deamona. Była tylko ciężarem dla innych. Niczym więcej. A może te myśli wpadały jej do głowy wyłącznie przez zaistniałą sytuację?
             – Przeklęci Wybrani! Przeklęte Deamony! Przeklęte moce! –  warknęła sfrustrowana, dając upust swoim emocjom. Z jej dłoni wystrzelił skrzący się piorun i trafił w lampę. Światło nagle pojaśniało, ale zaraz zgasło. W pokoju zrobiło się ciemno bez dopływu słońca z zewnątrz.
             – Spokojnie. – Zack chciał położyć rękę na jej ramieniu, ale gdy tylko jej dotknął, poraził go lekko prąd.
             Alexander wyjął z szafki wysokie świeczki i porozstawiał po pokoju. Czarnowłosy chłopak podszedł do każdej i odpalił jej lont pstryknięciem. Byli przygotowani na takie sytuacje. Gdy Electric coś denerwowało zazwyczaj kończyło się to straceniem prądu nawet na kilka dni.
             Nagle drzwi otworzyły się, a do środka weszły dwie dziewczyny. Była to Lunadione i Cecilla, członkinie zespołu. Pierwszą z nich wyróżniały przede wszystkim niebieskie włosy, dobrze widoczne nawet w nikłym oświetleniu. Druga natomiast była drobną blondynką. Obydwie dyszały i wyglądały na zmęczone. Musiały biec spory kawałek.
             – Znalazłyście coś? – zapytał niemal natychmiast Zackary
             – To... Nie można tego tak nazwać – jąkała się Ceci.
             – Deamony coś wyczuły – starała się za nią dokończyć Luna, ale jeszcze nie uspokoiła oddechu.
             – Ale co wyczuły? –  Do rozmowy dołączyła się Ellie.
             – Cząstki duszy Nixa – powiedziały prawie jednocześnie nowo przybyłe dziewczyny.
             Electric rozszerzyła oczy zdziwiona.

~*~

             Grupa młodych ludzi przemykała się pomiędzy budynkami Strefy 9. Na  ich ramionach siedziały zwierzęta, których lekko mglista postać wskazywała, że to Deamony. Przed nimi leciał koliber wskazując im drogę. Z całego zgromadzenia tych stworzeń, to on najsilniej wyczuwał energię duchową. Prowadził ich na obrzeża miasta, w pobliżu Starego Wysypiska. Gdyby nie drobinki mocy, które zostawiał za sobą każdy Deamon, już dawno zgubiłby się pośród murowanych kamienic. Bez większego zastanowienia skręcił. Niestety napotkał przed sobą ślepy zaułek. Błyskawica przecięła wciąż zachmurzone niebo. Burza ewidentnie jeszcze się nie skończyła. Jedynym plusem był brak deszczu.
             –  Którędy teraz, Tito?  –  Cecil rozglądnęła się na boki. Ich jedyną możliwością wyjścia z tego miejsca było cofnięcie się.
             Titus podążył za cząstkami energii. Skoro one tutaj są, musieli jakoś tędy przejść. Zauważył zamknięty kontener i natychmiast usiadł na jego pokrywie. Zespół natychmiast podbiegł do ptaka. Zackary przebiegł wzrokiem po ścianie budynku i zobaczył stary, ledwo trzymający się balkon. Dziwne było, że jeszcze nie zleciał.
             Czarnowłosy chłopak wskoczył na śmietnik i chwycił dłońmi żelazne pręty, które niegdyś służyły za barierkę. Uniósł nogi sprawdzając wytrzymałość. Całość zatrzęsła się pod jego ciężarem. Mruknął cicho jakieś przekleństwo pod nosem. Spróbował jeszcze raz, niestety z tym samym efektem.
             –  Innej drogi nie ma...  –  Westchnął głęboko. – Tito, na pewno to tędy?  –  Zamiast na ptaka spojrzał na swoją przyjaciółkę, Cecille.
             –  Mógłbyś zapytać o to Lucifera  –  fuknął zdenerwowany Deamon.
             –  Mówi, że tak  –  odpowiedziała blondynka.
             –  Nie prawda! Nie powiedziałam tak!
             Zwierzę zostało zignorowane przez właścicielkę, a pozostałe Deamony zachichotały.
             –  Nie załamie się tylko pod dziewczynami  –  rzekł pewnie Zackary i dodał nieco ciszej:  –  Chyba...
             –  Nie lepiej znaleźć okrężną drogę?  –  Głos zabrał Alexander, który do tej pory opierał się o ścianę.
             Koliber pokręcił łebkiem i zaświergotał coś czego i tak nikt nie zrozumiał. Po chwili powtórzył, tym razem w umyśle Cecil:
             –  Trudno będzie nam się odnaleźć.
             –  Nie, Alex  –  odpowiedziała dziewczyna.
             –  To może niech jedna z was wejdzie na dach i nas kieruje?  –  Białowłosy chłopak podszedł do reszty.  –  To dobry pomysł. Może...
             –  Ja chcę  –  przerwała mu Lunadione i wskoczyła na kontener. Po chwili już się wciągała na balkon, który jedynie lekko drżał. Chwyciła dłońmi dachówek z nadzieją, że te nie odpadną, i powoli, z trudem weszła na szczyt budynku. Coś upadło i rozbiło się na ziemi.
             –  Nie rób mi więcej tego, Lu!  –  pisnęła fretka na jej ramieniu, a w odpowiedzi usłyszała chichot.
             –  I co, Luna?!  –  krzyknął ktoś z dołu.
             Ze skupieniem oglądnęła pobliską okolicę. Po drugiej stronie kamienicy na bruku zauważyła czerwony punkt, który wyglądał jak...włosy? Tak, to były włosy. Szybko rozeznała się jak reszta zespołu może tam dotrzeć.
             –  Słuchajcie!  –  Pochyliła się, by ją lepiej słyszeli.  –  Musicie się cofnąć. Potem pójść uliczką w moje prawo. Iść prosto i za drugim razem znów w prawo. Dalej pierwszym ponownie w prawo. Później zacznę was wołać.
             –  Okej!  –  zawołali i już ich nie było.
             Lunadi natychmiast zeskoczyła na stare schody przeciwpożarowe i zbiegła po nich. Gdy tylko zobaczyła burzę loków, wiedziała, że leżała tam Esse. Ukucnęła przy ciele. Obok dziewczyny leżał lis. Jego gardło zostało rozszarpane, a wokół rany migotała złotawa mgła.
             –  Cholera...
             Przyłożyła ucho do ust liderki zespołu. Jej klatka unosiła się ledwo, a oddech był płytki. Żyła. Ale jak to możliwe? Jej Deamon został zabity. Dlaczego więc ona nie?
             –  Hej!  –  krzyknęła ile sił w płucach.  –  Tutaj!
             Pozostali wybiegli zza rogu i natychmiast znaleźli się przy nieprzytomnej Esselance. Zackary niechętnie zerknął w stronę niegdyś białego zwierzęcia i szybko przeniósł wzrok na dziewczynę. Powoli włożył ręce pod jej kolana i łopatki, aby ją podnieść. Wyprostował się, a ona zadrżała lekko.
             –  Trzeba ją szybko zabrać do klubu – oznajmił stanowczo. – Kto weźmie Nixa?
             –  Zack, nie.  –  Lucifer, który do tej pory chował się w kieszeni, wychylił się i zeskoczył na ziemię.  –  Jeśli nie żyje, zniknie.
             –  Co masz na myśli? – Popatrzył na niego zdziwiony.
             –  Patrz.
             Gdy tylko skorpion wypowiedział te słowa ciało lisa zaczynało coraz bardziej przypominać ducha. Rozbijał się na małe, lśniące cząsteczki duchowej energii. Electric, która nie znała całej wymiany zdań, pośpiesznie, ukucnęła przy nim. Nie mogła go nawet dotknąć, a wiatr rozproszył drobinki w powietrzu. Żadna z nich nie zatrzymała się na skórze czy ubrania. Przenikały wszystko, co napotykały, lecąc ku wzburzonemu niebu. Oczy wszystkich zaszkliły się, a po niektórych policzkach spłynęły łzy. Cecil załkała.
             –  Musimy iść, nie czas na sentymenty  –  warknął Alexander i zamrugał szybko. Nie chciał, by zobaczyli jego żal. Na jego ramieniu usiadł Kuroshi.  –  W porę się pojawiasz, stary. Wyleć przed nas i sprawdź drogę. Nie chcemy więcej trupów.
             –  Alex!  –  Zdenerwowała się Ellie.
             –  Pretensje będziesz mieć później. Teraz musimy być bezpieczni.  –  Zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, które zaraz przeniósł na czarnowłosego chłopaka.  –  Dasz sobie radę?
             –  Ta.
             –  Więc się pospiesz. – Alexander ruszył za Kuro, który poleciał przed nimi. Pozostali nie odezwali się ani słowem i posłusznie poszli za nim.
             Atmosfera między nimi była gęsta, prawie ich dusiła. Bali się do siebie odezwać, nawiązać rozmowę. Słychać było tylko ich szybkie, urywane oddechy. Para przez nie tworzona otulała ich policzki ciepłem. Biegli. Chcieli jak najszybciej znaleźć się na miejscu i pomóc liderce zespołu.
             –  Kuroshi, melduj!
             –  Spokojnie, Alex, jeszcze ci żyłka pęknie. Jest pusto.
             Skręcili kilkakrotnie. Każdy, kto nie znał tej drogi z łatwością by się pogubił w labiryncie ulic i uliczek. Wszystkie kamienice wyglądały podobnie. Różnił je głównie poziom zniszczenia, że też Rząd nazywał to budynkami mieszkalnymi.
             –  Cholera, Kuro. Jeśli jakiś Wybrany zaraz wyskoczy zza rogu, to cię trzasnę!  –  Chłopak był widocznie zdenerwowany. Nikt z zespołu o tym nie wiedział, ale naprawdę się o nich martwił. Ledwo żywa Esse tylko wzmożyła ten niepokój.
             –  Nie trzaśniesz mnie, bo zdechniesz.  –  Usłyszał chichot kruka i nierówne, przerywane krakanie, które miało chyba symulować śmiech.
             –  A ty razem ze mną!
             –  To się tak nie drzyj, zwracasz tylko uwagę.
             Alexander chciał coś odpyskować, ale zwierzę miało rację. Gdyby w pobliży byli Wybrani, natychmiast przybiegliby. Przez wysoki poziom adrenaliny nie myślał o tym. Reszta nie zwracała mu na to uwagi zbyt zajęta swoimi myślami. Oni też nie działali świadomie.
             Przed sobą mieli prostokątny, kiedyś pomalowany na ciemnoszary kolor z nieco jaśniejszymi wzorami, budynek. Koło metalowych drzwi wisiała niezapalona lampka, a w oknach były kraty. Normalnie nie można by takiego miejsca nazwać domem, ale tym właśnie to dla nich było. Azylem od niebezpieczeństw. Ciepłym miejscem, gdzie mogli spędzać czas.
             Lunadione uśmiechnęła się delikatnie i pociągnęła za klamkę. Gdy ta nie ustąpiła, zapukała kilkakrotnie w dziwnym rytmie. Po chwili słychać było przekręcanie zamka. Wszyscy weszli do środka. Jak się okazało otworzył im kelner lokalu. Szybko pomknęli na zaplecze, a stamtąd zeszli po schodach do piwnicy. Tam znajdowało się ich lokum.
             Położyli czerwonowłosą na kanapie. Cecil zgarnęła kilka kosmyków z jej twarzy. Oddech dziewczyny wciąż nie wracał do normy. Powieki zadrżały, ale nie otworzyły się. Blondynka pospiesznie obejrzała jej ciało w poszukiwaniu ran. Nie znalazła ich wiele. Głównie siniaki i otarcia. Jedna z kostek była stłuczona, ale nie na tyle, by dziewczyna nie mogła uciekać. Na szyi nie zauważyła dziwnych śladów, co nie znaczyło, że przez emocjonalne połączenie z Nixem ich tam nie było.
             –  Musimy ją ogrzać  –  mruknęła cicho.  –  Postaram się razem z Titusem utrzymywać ją w tym stanie lub jakoś go polepszyć. To nie będzie łatwe bez jej Deamona.
             –  Ale... Będzie żyć?  –  zapytała z nadzieją Electric.
             –  Nie wiem. Potrzeba czasu...
             –  W porządku, Ceci.
             –  Prześpijmy się teraz. Cecil, obudź mnie, gdy trzeba będzie zmienić wartę. Tito poradzi sobie sam  –  powiedziała Lunadione, przeciągając się.
             –  Jasne.  –  Dziewczyna już jej nie słuchała. Uniosła tylko dłonie nad liderką zespołu. Wydobyły się z nich delikatne, złotawe promienie. Na jej ramieniu usiadł koliber.
             Pozostali wyłożyli się na materacach i owinęli się w koce. Ciężko było im zasnąć, ale zmęczenie oznaczało zmniejszoną efektywność, a zmniejszona efektywność dla buntownika była wyrokiem śmierci.

~*~

             Sen wszystkich przerwał pisk.
             –  Hej! Obudźcie się! Szybko!
             –  Co jest? – zapytał Zack zaspanym głosem.
             –  Otworzyła oczy.

~*~

Yo!
Przedstawiam wam Chapter 2. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Ja uważam go za udany. :)
Ma 2483 słów, więc myślę, że długość jest ok.
Jak go oceniacie? Pamiętajcie, że każdy komentarz, nawet najmniejszy motywuje! ^^
Mówcie mi też o błędach, które zrobiłam. Zawsze staram się je poprawić. :)
Rozdział został zbetowany przez Green Tea. Dziękuję bardzo!
Następny jest w trakcie pisania, ale postaram się go szybko skończyć. ;)

Pozdrawiam. x

9 komentarzy:

  1. Jej! Akcja ratunkowa! I czerwonka żyje! Hura!!! :D
    Dobra, już bez zbędnych wybuchów, rozdział przecudny, zwłaszcza początek. Dużo Aleksa i kłótni. Ale w sumie, dobra kłótnia nie jest zła. Podobała mi się rozmowa między Aleksem a Zackiem. Nie wiem czemu, ale lubię ich razem.
    No i dowiedziałam się, że Kuro ma świetne poczucie humoru. :)
    Jej, same plusy dzisiaj. ^,^
    Jednak cieszę się, że nasza czerwonka przeżyła. Mam jednak złe przeczucia, co do tego. Coś będzie nie tak. No, ale to się jeszcze okaże :)
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay! Komentarz! Czerwonka? Zapamiętam tą ksywkę... xD
      Takie wybuchy są urocze! :3 Początek to przerobiona stara wersja... Jakoś nie miałam na to innego pomysłu. Tylko ubarwiłam i zrobiłam mniej wymuszone. Alex! <3 Moja ulubiona postać. Tak go kocham. ^^ Kiedyś miał na imię Zack... A Alex był taką ciotą życiową. XD Też lubię te postacie, a szczególnie ich rozmowy. Są takie: Lubię cię, ale spadaj. :DD
      A to było tak na kompletnym spontanie. XDD
      To dobrze, znaczy tak myślę. Zawsze może być lepiej!
      Zobaczymy jak to jest z twoimi przeczuciami. :))

      Pozdrawiam. x

      Usuń
  2. Mistrz ciętej riposty powraca!
    - Dzień dobry Pani, poproszę coś na katar.
    - A co dokładnie?
    - Papier toaletowy xD

    A to jest „Mój niezwykły komentarz”, który jest jak najbardziej zwyczajny i proszę go nie oskarżać o zabicię dwudziestu osób w zamachu terrorystycnym, w którym wybuchło pięćdziesiąt tabliczek czekolady. Żadne zwierze nie ucierpiało podczas wybuchu, tylko w jego wyniku.

    A teraz krótkie przypomnienie, co było w poprzednich częściach i gdzie my się w ogóle się znajdujemy (znowu liczba mnoga? Ale jak to?), bo może jeszcze okazać się, że jesteśmy w kompletnej dupie... lub zaułku i będzie trzeba po balkonach na dach wchodzić... jak Święty(ej) Pamięci Mikołaj... hahaha... jak illuminati zabrzmiało.

    Był sobie koncert, śpiewali po arabsku... a nie to angielski. Jedna z bohaterek tak się podnieciła, że zrobiło jej się na tyle gorąco, że poszła wyprowadzić swojego Deamona (tak, to był patrol). Doszło do samozapłonu włosów, lecz deszcz ich nie ugasił... do tego została pogryziona przez kojota i szakala... w jednym! Następnie szukali jej znajomi z Facebooka, ale na tablicy głównej nic nie znaleźli... wiem przesadzam, ale jedziemy dalej z tym Sukcesem na Modę.

    „Chodziła tam i z powrotem do pokoju” ... tam to znaczy gdzie? Może na balkon xD Na którymś musiała się rozminąć z bohaterką. Następnie jest „lekko skośne” wiem, że chodzi o oczy i stanowczo „azjatycka uroda” mi osobiście wystarczy. Uwielbiam te klimaty i azjatki, więc wystarczą mi dwa słowa do opisania tych pań – „Ajatycka uroda”. No ale nie wszyscy ,muszą się tak podniecać tym tak jak ja, więc wybaczam, udzielam rozgrzeszenia i do widzenia. – powiedział proboszcz po kolędzie.

    „Co jeśli umrze?” – ej ale kto? Essyfloresy jest zaginiona więc można założyć, że już nie żyje! Swoją drogą każdy kiedyś umrze... czyżby filozoficzna rozkmina o końcu życia? To powinno znajdować się w epilogu! xD

    „A może teraz leżała w kałuży krwi na braku, oczekując pomocy?” – braku? Bruku? Barku? xD ... a wątpie, aby chodziło o brak... chyba wkradła się jakaś literówka.

    ... Nie ma to jak układać nogi na podłodze... śmiesznie to brzmi. Ta azjatka najbardziej widać się wszystkim przejmuje, ale nic nie robi tylko rozsiadła się wygodnicka pani na sofie i tyle w temacie. Myślami nikogo się nie uratuje, ani tymbardziej gdybaniem.

    „były całe moks” zamiast „mokre” – przeczytałem... masakra jak mi skaczą litery przed oczyma :/

    „Nie mam jej w Strefie”... mam? Serio? Czy może kolejna literówka i miało być „ma” ?

    Zdjął przemokniętą bluże... i myślał... „Gdzie ja podziałem kurtkę?”. Ten deszcz/burza musiało się zjawić z nienacka. O świetna słoneczna pogoda, tylko lekki zimny wiaterek. Włożę bluzę. Wyszło się... pojawiły się ciemne chmury, jak nie chlusnęło wodą niczym z kibla podczas spłukiwania wody. Było trzeba wziąść kurtkę... albo! Będę koksem, pokażę tej azjatce jaki jestem super i pójdę na deszcz w bluzie. Może ona, będzie chciała być jeszcze fajniejsza i wyjdzie ze mną w samym podkoszulku, a ta zacna pogoda sprawi, że stanie się ona miss mokrego podkoszulka! :v

    C.D.N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaju. :)
      Przepraszam, że tak późno odpowiadam!

      Pomijam komentowanie suchara, retrospekcji i innych takich, ale oczywiście wszystko przeczytałam. ;)

      Tam i powrotem, tak się po prostu mówi, nie umiałam tego lepiej określić. Ale nie każdemu, dla większości Azjata = chińczyk = żółtek z kreskami zamiast oczu. Dlatego jest wytłumaczenie.

      W tych czasach zaginięcie to zazwyczaj śmierć, ewentualnie porwanie przez Wybranych. Zwróć uwagę, że to nie XXI wiek i Esse nie jest na jakieś prywatce, a nie wraca z niebezpiecznego patrolu bardzo długo.

      *bruku

      Nie chcę ci nic mówić, ale zawsze zostawia się kogoś w domu, gdyby osoba zaginiona wróciła. Plus nie muszą od razu narażać wszystkich i przyda się ktoś obecny w azylu. Prawda? Prawda.

      Przykre. XD

      *ma

      Pamiętaj, że to się NIE DZIEJE w czasach obecnych. Jest bieda, dyktatura i brakuje naprawdę WIELU rzeczy. Nie każdemu udaje się zdobyć kurtkę i raczej powinni się cieszyć, że mają cokolwiek ciepłego.

      Usuń
  3. Kura! Kura! Toż to Alexancer... literówka, ale mi się wpisało xD Alexancer... jak alex i cancer... Alex rak... rakotwórczy xD Co zostanie Power Rangersem z megazordem rakiem! :D „Gdzie jest Kuro?” ...a rosół to z czego!? :D Chińczycy wykupili, bo lipna pogoda. Porwały go gołębie, musiały wyrównać rachunki! xD

    Oho! Pojawia się dla mnie niezrozumiała sytuacja. Dziewczyna pyta Alexa, ten odpowiada „Niekiedy żałuję, że go mam” a następnie, niejaka Electrica uderza go. Od następnegoo akapitu pada zdanie „Nie otrzymała jednak opdowiedzi”. Ale jak? Przecież on odpowiedział. ... O! A dalej czytamy, że czarnowłosa dziewczyna poszła do łazienki... bo kłótnia. Nie no serio? Gówno nie kłótnia. Cóż za błache powody do konfliktów... O ja pidole, a dalej „Al” ... skracaj jeszcze bardziej te imiona... a niedługo to będzie „powiedział A do B”. Swoją drogą czy ty przypadkiem nie skracasz skrótu. Alexander, Alex, Al. Alex jest już skrótem pełnego imienia, a Al? Jest skrótem skróconego imienia. To tak jakby skracać SMS, słowem ES. xD Jedno zdrobnienie stanowczo wystarczy, bo ich mnogość i coraz większa ilość sprawi, że postacie będą się zwracać jak... dzieci w przedszkolu „A Łukaszek zabrał Marcinkowi klocki i teraz Marysia płacze bo oni się kłócą, niech Pani coś z tym zrobi.” Czy to brzmi poważnie? xD Opowiadanie traci na powadze. Używajmy całego imienia, nie bawmy się w przezywanie postaci i nadawanie im skrótów jak... kurze xD
    O LOL! Po co umywalka, skoro nie ma kanalizacji! Kiedyś pracowałem na wykończeniówce w Warszawie. Pracowałem w mieszkaniu, które było takie surowe, że zamiast kibla była rura xD. Podłoga w łazience była rozwalona, a woda z kranu (nie było umywalki) leciała wprost do dzióry w podłodze. Było trzeba to zgarniać łopatą, żeby sąsiadów nie zalało. To są warunki! Może ten brak wody, był chwilowy, ale zaraz! Przecież padał deszcz/burza była. Mogła śmiało wyjść na zewnątrz i przemyć sobie tą twarz. Może jakaś deszczówka czy coś! Też jakieś wyjście z sytuacji, ale fakt, że kanalizacji nie ma. To oni ani się nie myli, ani wody w kiblu nie spuszczali. WTF! XD

    Patrzył na Alexa spod przymróżonych powiek. Albo jest to chytry sposób na podryw, albo próbował go prześwietlić wzrokiem! xD

    Zacisnęła powieki, bo chciała płakać, ale nie chciała tego okazać. Chciąła (coś dużo tych chęci) być silna i nie być postrzegana jako słaba. – To rusz tą dupe i zacznij szukać koleżanki a nie beczysz! Swoją drogą troche dziwny ten dialog Alexa z Zackiem. Mam czasami tak, że jak piszę dialog, to rozpisuję się, a potem dochodze do wniosku, że ta rozmowa, to jedno wielkie #@#$%^&*! I większość jak nie całość idzie do wywalenia. Jej moce do niczego się nie nadawały? Kiedyś wymyśliłem postać, która też posługiwała się elektrycznością i była jak i jest nadal jedna z moich ulubionych postaci. Szkoda, że nie pojawia się w genezie. W ogóle nie wiem czy się pojawi w powieści, może kiedyś napiszę jakieś opowiadanie kokursowe, bo to dla mnie świetny pomysł, który trzeba wykorzystać. Zobaczysz sobie wtedy co to jest moc elektryczności! :D

    Dała upust swoim emocjom. Wzięła różową skakanę i skakała! <3 Kawaii <3

    „Z jej dłoni wystrzelił skrzący się piorun i trafił w lampę. Światło nagle pojaśniało, ale zaraz zgasło. W pokoju zrobiło się ciemno bez dopływu słońca z zewnątrz.” – Ale że jak to? Lapma? Słońce z zewnątrz? To ta lampa musiała w sobie mieścić słońce, lub być jak lupa, przez którą zaglądało słońce do pomieszczenia. Piorun strzelił, wszystko się zepsuło i kaput. Dziwne, że okien nie było... ale to tylko przekonuje mnie w zdaniu, że ta siedziba znajdowała się pod zmienią. A co by było, gdyby to była siedziba pod ziemią... z oknami. Heheszki :v


    C.D.N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boru, człowieku, dobijasz mnie, no. XDD A podobno leżącego się nie kopie! Wyjee, cri. ;D

      *nie otrzymał
      Wiesz, ogarnij sytuacje. Powszechne mordy, głodujący ludzie, wszędzie śmierć i ból, okazuje się, że jesteś jakimiś wybrakiem, bo niby z ciebie Wybrany, ale Deamona nie dostałeś, więc twoje moce na nic się nie przydadzą. Poznajesz sobie takiego Alexa, który traktuje swojego Deamona jak coś do wysługiwania się nim, narażając go wiele razy na śmierć. Jesteś rozeźlony i roztrzęsiony przez zniknięcie bardzo bliskiej ci osoby, a tu sobie przychodzi taki bez Deamona i mówi, że ten gdzieś poleciał, gdy nie powinno się z nim rozstawać. Nie wkurzył byś się? Zazwyczaj łatwo o kłótnie przy takich emocjach. Lubię skracać, nic na to nie poradzisz. :v Szczególnie w starych rozdziałach.

      Nie ma kanalizacji, ale coś na ten wzór, by potem wlać do tej miski wodę i coś przemyć by się przydało, nie? Plus nikt nie powiedział, że tej kanalizacji nie ma w innym pomieszczeniu. To po prostu taka mała toaleta w ich piwnicy. I... Czy ty myślałbyś o myciu się podczas wojny? Tak tylko pytam.

      Ahaa...

      Reszta potem, bo lęcę na zbirókę. ;))

      Usuń
    2. A więc po kolei, kontynuując:

      Tłumaczyłam już dlaczego nie poszła.
      Dlaczego dziwny? W sensie jak rozumiesz to słowo i o co cho. XD
      To też było tłumaczone, bez Deamona na luj jej moce, skoro średnio z nich korzystać potrafi?
      Ona nie ma mocy elektryczności, dziękuję, do widzenia.

      Za dużo sobie dopowiadasz, lel. :P xD

      No bo, gdyby był dostęp światła słonecznego, to by się może ciemno nie zrobiło, nie?
      OKIEN W PIWNICY?! O_o WTF? Pisałam przecież wcześniej, że to piwnica klubu.

      Usuń
  4. Następnie przyszły Lunadione i Cycyllia XD... brzmi znacznie lepiej niż oridżinal. Niebieskie włosy w nikłym oświetleniu powinny być chyba granatowe... ale co ja tam wiem. ... I wszyscy biegają, śpieszą się na premierowy odcinek Trudnych Spraw... tylko jest jeden problem. Nikt jeszcze nie wspomniał o telewizorze, więc nie wiem czy on tam jest. Jeżeli nie, to będzie trzeba oglądać na kalkulatorze.

    „jąkała się Ceci” Cieci! Dzieci, poszły wynieść śmieci xD Cycia i tyle xD Ciekawe jakie rozmiary biustu mają poszczególne bohaterki. Z Cyci byłaby niezła loli co się #$%^&*(to ma się rymować!) ... ah ta cenzura, chyba zachodzi to za daleko, jak słońce podczas zachodu. A teraz czas na suchar! (posłużę się Cycią) Gdy Cycia zaszła w ciąże, uznała, że zaszło to za daleko. Aborcyja! Hahaha :v co za perfidny koszerny humor :v hahaha. Tylko mnie to śmieszy? ... tak btw, to z Cyci fajna postać – idzie imie zapamiętać to jakże chwytliwe przezwisko odnoszące się do piersi... z kurczaka.

    „Na ich ramionach siedziały zwierzęta” – szkoda, że nie ma Deamona Słonia... fajnie by wyglądał taki na ramieniu. „Zgromadzenia” stanowczo nie pasuje... skoro to zwierzęta to może wataha? Stado? xD

    Co za głupie imię Titus... Titus, Tymek i Etomek! xD

    Zespół natychmuast podbiegł do ptaka... ptak ptakiem, ale zespół... każdy miał ze sobą instrument. Mieli zamiar właśnie w tym miejscu zagrać swój kolejny koncert. Co z tego, że widowni nie było, dla nich liczyło się jedynie samodoskonalenie i... ten zamknięty kontener na śmieci, który krył w sobie wiele skarbów jak i przepustkę do raju. Wystarczyło tylko zagrać jakiś dobry kawałek.

    „Uniósł nogi sprawdzając wytrzymałość”... dziewczyny! :D i od razu brzmi lepiej! Brzmi jak początek Ecchi bez cenzury xD... „Zamiast na ptaka spojrzał na swoją przyjaciółkę, Cecille.”... znaczy się Cycylię... wycinając tak zdania z kontekstu możnaby zrobić niezłe Ecchi lub Hentai xD ... to nie koniec! „Mówi, że tak” , „Nie prawda! Nie powiedziałam tak!”... „Nie załamie się tylko pod dziewczynami” ... „– Nie lepiej znaleźć okrężną drogę? – Głos zabrał Alexander, który do tej pory opierał się o ścianę.” ... Bi Al!... „Trudno będzie nam się odnaleźć”... „– Nie, Alex – odpowiedziała dziewczyna.”... „– Ja chcę – przerwała mu Lunadione i wskoczyła” ... „i powoli, z trudem weszła na szczyt„ ... „– Nie rób mi więcej tego, Lu!”... „– I co, Luna?! – krzyknął ktoś z dołu.”...” zauważyła czerwony punkt, który wyglądał jak...włosy? Tak, to były włosy.”... „Lunadi natychmiast zeskoczyła”... heheszki :v

    „Trzeba ją szybko zabrać do klubu” – a nie lepiej do szpitala?

    Uczcijmy minutą ciszy śmierć Nixa, czy też Nixy... swoją drogą Nixy to żeńska forma chyba, a Nixa to męska forma. Więc skoro używasz dwóch, to ten Deamon jest obojniakiem.

    (minutę później)

    ... nie ogarniam co się dzieje dalej... myślami jestem nadal w tym swoim Ecchi z lolitką Cycylią w roli głównej >.<

    „- Cholera Kuro”. Gdzie antidotum? Gdzie jaja? xD

    Ja pidole, ten komentarz piszę już dwie godziny! „– W porządku, Ceci. (Cycia)
    – Prześpijmy się teraz. Aaaa! >.< Co za maniery, łóżkowe bajery!


    Ohoho... i te zakończeie.

    Reasumując... i wszystkich hejterom w twarz plując.

    Kolejny długi post. Powiem szczerze, że po tym erotic adventure co miało miejsce tam ten i w ogóle... to ja ledwie ogarniałem co się dzieje xD Ale ogólnie jest bardzo dobrze. Klimat nadal ten sam, padło kilka debilnych dialogów, ale zrobiłem sobie po prostu z tego beke. Kij z Aleksem co okazał się w moim wyobrażeniu biseksualny. Będę śledził losy Cycyli i wyszukiwał się intrygujących podtekstów. Chociaż będę miał jakieś dodatkowe zajęcie podczas pisania tych jakże długich litanii komentatorskich? xD Szkoda, że Deamona (gdzieś mogło paść Eudemona xD), Essówfloresów już nie ma.

    No i to tyle w temacie,

    Kóniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cycylia? O_o Boru, nie, czemu ją tak krzywdzisz?! Nagle by zmieniły kolor z jasnoniebieskiego? xD Nie, to tak nie działa. Ta, telewizor, jasne. Pamiętaj jakie to czasy.

      Ceci, Cecil i Cecilla - tak ją określam. Nie myślałam i nie chcę myśleć o rozmiarach ich biustów, ta informacja jest ci nie potrzebna.

      Wtedy by nie siedział na ramieniu. Nie wszystkie zwierzęta tworzą stada, a już szczególnie nie kruk, koliber, fretka i skorpion. XD

      Fajne jest, odwalta się. :v

      Zespół odnosi się do ludzi, a nie ich instrumentów, to chyba logiczne.

      Pominę komentarz do tego.

      Dobijasz mnie, serio. Weżmy ją do szpitala, który dla mieszkańców ich Stref nie istnieje! Co z tego, że nie powinniśmy żyć, jesteśmy ścigani i generalnie to na całym świecie panuje dyktatura Rządu! chodźmy do szpitala! Oczywiście!

      Wszystkie Deamony są bez płciowe. Mówię do nich i o nich w formie męskiej, żeby to jakoś brzmiało, ale generalnie nie są ani samcem, ani samicą.

      Więc nie dopowiadaj sobie. :v

      Wat?

      >.<

      Nie długi! W książkach dłuższe są. Więc sobie nie dopowiadaj, skoro przeszkadza ci to w ogarnianiu. W każdy razie nic to nie wnosi. Debilnych w sensie? Raczej staram się dodawać humoru i potocznych słów w dialogach, bo gdzie indziej nie dam rady i można niekiedy odnieść takie wrażenie. Skąd taki wniosek? O_o Niby mam pookreślane im różne rzeczy, ale żeby po dwóch rozdziałach wnioskować orientacje? XD

      Pozdrawiam. X

      Usuń