wtorek, 24 listopada 2015

Chapter 3

Miłego czytania. ;)

          Jedyne, co czuła to pulsujący ból głowy. Spróbowała wziąć głębszy oddech, ale coś jakby zaciskało się na jej szyi i wbijało kły. Kolejna próba. Tym razem pomimo uczucia szarpania, udało jej się. Uchyliła powoli oczy. Na szczęście nie oślepiło jej jaskrawe światło. Panował miły dla oka półmrok. Zamrugała. Obok niej siedziała Cecil. Gdy tylko blondynka na nią spojrzała, zapiszczała. Kobieta skrzywiła się na ten nagły, głośny dźwięk. Uniosła dłoń i dotknęła szyi. O dziwo nikt, ani nic się w nią nie wgryzało. Jakby przez mgłę usłyszała rozmowę:


     –   Hej! Obudźcie się! Szybko!
     –   Co jest?
     –   Otworzyła oczy.
     –   Co?!
     Kilka osób nagle się zerwało. Kolejny hałas. Ktoś chyba potknął się i upadł, bo usłyszała huk. Po chwili wszyscy stłoczyli się wokół niej, jakby była jakimś okazem w zoo albo w muzeum. Byli jacyś zamgleni. Zamrugała ponownie, a obraz przed jej oczami wyostrzył się. Rozpoznała ich niemal natychmiast i uśmiechnęła się delikatnie. Spróbowała się podnieść, ale gdy tylko lekko się uniosła, ręce Cecilli znalazły się na jej ramionach, delikatnie ją przytrzymując.
     –  Leż  –  powiedziała niemal surowo.
     –  Nic mi nie jest  –  mruknęła słabo Esse, ale posłusznie z powrotem się położyła.
     –  Poza tym, że powinnaś nie żyć jak Nix, to nic ci nie jest.  –  Zauważył sucho Alexander.
     –  Nie żyje?!  –  krzyknęła liderka na tyle, na ile pozwalał jej głos.
     Zerwała się prawie do siadu, ale natychmiast tego pożałowała. Zawroty głowy zmusiły ją do opadnięcia na sofę. Nagły przypływ energii zniknął. Odetchnęła głęboko. Poczuła się strasznie senna.
     –  Co jest z Nixem?  –  zapytała.
     –  Rozszarpane gardło  –  oznajmiła cicho Lunadione, a właścicielka Deamona chwyciła się za wspomniane miejsce.
     To dlatego, przeszło jej przez myśl. Przełknęła głośno ślinę. –  Czy ja nie powinnam... Umrzeć razem z nim?
     –  Raczej nie widuje się żywego Wybranego bez Deamona...  –  wymamrotała Electric.  –  Przynajmniej jeśli ta osoba go już kiedyś miała.
     –  Cecil sprawdzałaś jej tętno?  –  spytał Zackary.
     –  Już to zrobię. – Uniosła ręce nad prawie śpiąca kobietę, przez chwilę wydobywało się z nich zielonkawe światłem. Otworzyła szerzej oczy.  –  Ono... Spada.
     Jakby na potwierdzenie jej słów liderka zamknęła już całkowicie powieki. Czuła się taka osłabiona. Musi się położyć spać. Sen to zdecydowanie dobry pomysł. Zaczęła spokojniej oddychać.
     –  Cholera, Esse, nie zamykaj oczu! – warknął Zack.  –  Otwórz je słyszysz?!
     –  Dobranoc, kochani – wyszeptała.
     –  Hej!  –  Alex potrząsł jej ramionami.
     –  Ceci!  –  krzyknęły niemal jednocześnie Luna i Ellie.
     Blondynka pospiesznie wysłała energię do liderki, a na jej ramieniu usiadł koliber. Ile to wszystko trwało? Kilka minut? Godzin? A może to tylko sekundy. Jednak dla perkusistki czas się zatrzymał. Liczyło się teraz uratowanie kobiety. Jej tętno ciągle spadało i to niebezpiecznie szybko.
     –  Cecil...  –  usłyszała koło swojego ucha głos Lunadi.
     –  Nie...
     –  Ona nie żyje.
     –  Nie!  –  załkała.
     Zack schował twarz w dłoniach, a Alex odchylił się do tylu i westchnął głęboko. Po policzkach dziewczyn spłynęły łzy. Electric kopnęła z całej siły w ścianę, z której odpadł tynk. Następnie uderzyła w nią pięścią i zacisnęła oczy, próbując powstrzymać płacz. Pomimo tego całe jej policzki były już mokre.
     –  Nie... Nie ona... To wszystko pomyłka... Pomyłka  –  powtarzała. Na swoich ramionach poczuła czyjeś dłonie.
     –  Ellie...  –  To Lunadione.  –  To była dobra śmierć... Umarła razem z Nixem. Nie chciałaby żyć bez niego. Wiesz o tym  –  wyszeptała, a Azjatka pokiwała tylko głową.
     Wokalistka podeszła do fotela i opadła na niego. Nie miała na nic siły. Zginęła najbliższa jej osoba, która niegdyś uratowała jej życie. Dlaczego ona nie zrobiła tego samego? Dlaczego nie mogła jej pomóc? Mocniej zacisnęła powieki i powoli uspokajała oddech. Nie może teraz wybuchnąć płaczem, nie może. Musi być silna, tak jak Esse. Ktoś przed nią ukucnął.
     –  Hej, El... Ona teraz jest w lepszym miejscu, wiesz?  –  powiedział Zack, próbując ją pocieszyć. Otworzyła oczy i zamrugała, by pozbyć się ostatnich łez.
     Luna pochylała się właśnie nad Esselance i sprawdzała jej tętno, przyciskając dwa palce do szyi, tak dla pewności. Nie wyglądała jednak na zadowoloną. Alex siedział na fotelu naprzeciwko z Cecil na kolanach. Chłopak pomimo swojej chłodnej i wrednej natury, również starał się ją uspokoić. Dziewczyna obwiniała się zapewne o śmierć liderki. Kuroshi zakrakał cicho w kierunku Titusa. Nawet ich właściciele nie mieli pojęcia, o czym rozmawiają. Deamony niekiedy po prostu odcinały z nimi kontakt. Electric spojrzała na Zackarego.
     –  Co zrobimy z... – Przerwała na chwilę, by przełknąć gulę w gardle, po czym kontynuowała:  –  Ciałem?
     –   Wychodzenie teraz byłoby głupim pomysłem... Ale nie możemy pozwolić jej się tutaj rozkładać.  –  Myślał na głos brunet.
     –   Niedaleko jest Cmentarzysko Samochodów. Cisza, spokój i miejsce do spalenia ciała – zaproponował Alexander. – Żaden Wybrany nie powinien się tam kręcić.
     –   Spalić?  –   wyjąkała Cecilla.
     –   Nie wybrzydzaj, młoda. Wolisz spać obok trupa?
     Przez chwilę milczała.
     –   N-nie.
     –   Właśnie.
     –  Pójdziemy o zmierzchu  –  oznajmił Zack, wcześniej zerkając na elektroniczny zegarek, który pokazywał 14:37. Działał na baterie, które kiedyś znaleźli w jednym z magazynów.
     –  A do tej pory mamy siedzieć i pachnieć?
     –  Nie wybrzydzaj, młody.  –  Czarnowłosy chłopak udawał jego głos, na co ten prychnął zdenerwowany.  –  Nikt teraz nie ma humoru na twoje żarty, Al. To, że ty przeżywasz w środku, nie znaczy, że my też.
     Słychać było ciche westchnięcie.
     Przez kilka minut trwała niczym niezmącona cisza, ale nie jedna z tych krępujących. Była to cisza, w której każdy zajmował się własnymi myślami. O przyszłości, przeszłości, czy teraźniejszości. To nie było ważne. Potrzebowali po prostu takiego momentu odpoczynku i zastanowień. Chwili czasu tylko dla siebie i swoich pragnień. Nagle ktoś wziął głęboki oddech, jakby chciał zacząć mówić.
     –  Alex... Czy ty wiedziałeś, że ona umrze?  –  cicho zapytała Azjatka, wpatrując się w swoje pozdzierane trampki.
     –  Może...  –   mruknął w odpowiedzi.  –  Na pewno nie na sto procent.
     Pokiwała głową. Naprawdę współczuła mu mocy, którą dostał. Nie miała pojęcia, na czym ona polegała, ale nazwa mówiła sama za siebie. Śmierć. Z tego co na razie zdołała wywnioskować, potrafił niekiedy przewidywać, czy ktoś ma szanse na przeżycie, a także wskrzeszać niektóre kości. To drugie niezwykle go wyczerpywało, no chyba że prowadził armią martwych wiewiórek, co nie było zbyt skuteczne.
     –  To co, gramy w szarady?  –  zapytała Luna, na co pozostali jedynie się skrzywili. Nikt nie miał humoru na takie zabawy.  –  Spokojnie... Chciałam tylko rozluźnić atmosferę.
     –  Nie wyszło ci to – warknął nie kto inny jak Alexander.
     Dziewczyna odgarnęła niesforne kosmyki z bladej twarzy liderki, a raczej byłej liderki, ich zespołu. Wzięła jej dłoń w swoją i ścisnęła ją lekko, była zimna. Jeszcze do niej w pełni nie doszło, co się stało. Do nikogo nie doszło. Jak mają budzić się rano bez krzyków Esse? Kto będzie pamiętał, że Mark piecze najlepsze pieczywo, a Sam w piwnicy ma ogród warzywny? Albo że Sophi w każdy drugi wtorek miesiąca zostawia w omówionym miejscu karton utkanych materiałów na ubrania dla bezdomnych i rebeliantów? Nikt. Tak naprawdę nie wiedział o tym nikt oprócz niej. Tylko ona miała kontakty w całym mieście i poza nim. Robiła wszystko, chociaż nikt o to nie prosił i nie dziękował za to. Dlaczego zauważa się takie rzeczy dopiero po fakcie?
     Lunadione ułożyła głowę na piersi kobiety. Klatka nie unosiła się do góry, nie było słychać bijącego pod nią serca, buchała jedynie chłodem. Jak to możliwe, że tak szybko uleciało z niej życie? Załkała cicho. Mogła pozwolić sobie na łzy. Wszyscy mogli.
     I płakali. Zack, Alex, Electric, Cecil, Luna, a nawet Deamony. Każda jedna osoba w pomieszczeniu. Nierówne dźwięki niosły się przez pokój, klatkę schodową aż do klubu. Nie przeszkadzało to im. Łzy nie okazywały przecież słabości, tylko silni mogą pozwolić sobie na nie w obecności innych.
     Później była już tylko cisza przerywana przez nierówne oddechy dopóki nie zasnęli, wtedy wszystko się unormowało, a oni odpłynęli w błogą krainę Morfeusza. W czasach Ery Uduchowienia tylko tam mogli znaleźć szczęście.

~*~

     Pierwsza obudziła się Cecilla. Wstała z kolan białowłosego chłopaka i wyprostowała się. Titus zaćwierkał cicho, mówiąc, że na zewnątrz jest już ciemno. Mogli przenieść Esse na Cmentarzysko Samochodów. Dziewczyna posępniała. Czuła, że to jej wina, że mogła ją uratować, gdyby tylko bardziej się postarała.
     –  Ceci, to nie prawda, wiesz o tym, jej śmierć była dawno przesądzona. Ty tylko przedłużyłaś jej chwile w tym świecie. Bez ciebie dawno umarłaby. Wiesz, że była chora. Według Kuroshiego dawno miała być po tamtej stronie. Uratowałaś ją, rozumiesz?  –  Mówił w jej umyśle swoim ciepłym, melodyjnym głosem.
     –  Wiem to... A-ale...
     –  Nie ma żadnych ale, uspokój się już. Oddychaj.
     Blondynka już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale ktoś jej przerwał:
     –  Z samego rana, znaczy wieczora, gadasz do siebie samej?  –  zakpił Alexander wyłożony na fotelu tuż za nią.
     –  Rozmawiam z Tito...  –  mruknęła, chociaż wiedziała, że on dobrze to wie.
     Chłopak popatrzył w stronę zegarka elektronicznego.
     –  19:53, możemy już wychodzić  –  oznajmił.  –  Obudź resztę, a ja poszukam czegoś drewnianego.  –  Wstał.  –  I jakiejś zapalniczki.
     Pokiwała powoli głową i zbliżyła się do Lunadione. Lekko potrząsnęła jej ramieniem. Następnie zrobiła to samo z pozostałymi. Zack, leżący na materacu, i Electric, która dalej znajdowała się na fotelu, otworzyli niechętnie oczy. Luna dalej uparcie wtulała się w ciało nieżywej liderki.
     –  Zbierajcie się – powiedziała krótko i ukucnęła przed kanapą. – Lu, wstawaj!  –  Podniosła nieco głos. Gdy to nic nie dało, zastanowiła się po czym dodała: – Idziemy na ognisko!  –  Wiedziała, że jej przyjaciółka pochodzi spoza miasta. Na mniej kontrolowanych terenach uchowało się trochę szczęścia w postaci takich imprez, które zresztą niebieskowłosa świetnie pamiętała.
     –  Już idę babciu, jeszcze pięć minut...  –  wymruczała sennie i uchyliła powieki. Na szczęście brak światła w piwnicy pozwolił jej to zrobić.  –  Co jest Cecil?
     –  Chodź, musimy iść na... –  Przerwała na chwilę.  –  Pogrzeb.
     W odpowiedzi dziewczyna wstała i rzuciła ostatnie spojrzenie na Esselance. Będzie im jej bardzo brakowało. Wiedziała to.
     Gdy czwórka osób ubrała bluzy, do pokoju wszedł Alexander, niósł w rękach połamane na części krzesło zawinięte w koc. Z kieszeni jego spodni wystawała zrobiona z półprzeźroczystego, jasnoróżowego plastiku, zapalniczka.
     –  Ty weź Esse, Zack. Ja mam zajęte ręce  –  powiedział i wycofał się z pomieszczenia. Wyszedł po stopniach na górę.
     Za nim podążyły dziewczyny i na samym końcu Zackary, niosąc ich byłą liderkę. Schody trzeszczały cicho pod naciskiem ich stóp. Usłyszeli dudniącą muzykę. Jakie to szczęście, że oni i klub mieli różne źródła energii, bo przez wybuchy Electric często musieliby zamykać to miejsce z powodu braku prądu. Przeszli przez zaplecze, było już około dwudziestej więc klub został otwarty. Musieli niepostrzeżenie przedostać się na zewnątrz, co nie było proste. Alex spojrzał przez szparę na bawiących się ludzi, było ich zdecydowanie za dużo.
     –  Tędy teraz nie wyjdziemy – mruknął.
     –  A tylne wyjście?
     Chłopak nie odpowiedział i skierował się w przeciwnym kierunku. Niezbyt często korzystali z tych drzwi, zawiasy zardzewiały, a żeby dostać się na główną ulicę trzeba było przeskoczyć płot. Jednak lepsze to niż nic. Odłożył na ziemię koc z drewnem. Nacisnął klamkę i pociągnął ją mocniej, ani drgnęło. Przeszukał kieszenie swojej bluzy, a potem spodni i wyciągnął miedziany kluczyk. Pozostali westchnęli zrezygnowani. Wreszcie drzwi zostały otwarte.
     Wyszli na zewnątrz i natychmiast uderzyło w nich chłodne powietrze, oddechy zamieniały się w parę. Zadrżeli z powodu nagłej zmiany temperatur. Moonlight schował się pod bluzę Lunadione piszcząc coś cicho.
     –  Znasz drogę? – zapytał Zack, spoglądając w stronę Alexa.
     –  Ta, to jakieś dwadzieścia minut – odpowiedział i natychmiast ruszył przed siebie.
     Czarnowłosy chłopak pokiwał głową.
     –  A drewno? – Luna zachichotałaby, gdyby nie znała celu ich podróży.
     –  Cicho... –  fuknął i wrócił do budynku. Niedługo potem był już z powrotem. – Idziemy.
     Dziewczyny wspięły się po metalowej siatce i zeskoczyły na drugą stronę. Alexander podał im swój pakunek, po czym zrobił to samo. I tu zaczęły się schody. Zackary przerzucił delikatnie Esselance przed ramie i wszedł do połowy ogrodzenia, następnie przekazał kobietę chłopakowi czekającemu na dole. Po chwili stał obok reszty i brał liderkę z powrotem na ręce.
     Dalsza droga była prosta, miała kilka zakrętów, ale głównie prowadziła prosto, na obrzeża miasta. To tam znajdowało się Cmentarzysko Samochodów. Na murkach, w kontenerach i za nimi, innymi słowy w prawie każdym zakamarku, znajdowali się bezdomni i wpatrywali w nich i czerwonowłosą dziewczynę. Nikt nie odważył się podejść, zespół, a raczej grupa buntownicza, był raczej rozpoznawana, mało osób życzyło im źle, szczególnie, że pomogli wielu z nich i ich rodzinom.
     Nie minęło pół godziny, gdy kilkupiętrowe kamienice zaczęły zamieniać się na niższe budynki i domki. Mniej też było ludzi zerkających zza rogu. Za jednym z okien paliła się lampa naftowa oświetlając straszą kobiecinę i jej wnuka. Uśmiechnęli się na ten widok, miło było zobaczyć szczęście i bezpieczeństwo w tych czasach lub chociaż namiastkę jednej z tych rzeczy.
     Domy zmieniały się na puste łąki pokryte nielicznymi krzakami i wysoką trawą. Przedzierali się ledwo wydeptaną ścieżką w stronę wielkiej, prawdopodobnie metalowej bramy, która wystawała zza roślin. Kiedyś wisiał nad nią bilbord reklamujący to miejsce, ale obecnie został tylko pusty szkielet, który go podtrzymywał. Weszli po cichu na teren zapełniony starymi, rdzewiejącymi pojazdami. Coś zaszeleściło po lewej stronie i po chwili zza krzewów wyskoczył bury zając, uciekając w popłochu.
     –  To dobre miejsce – oznajmił Alexander, rzucając na ziemię materiałami do rozpałki. – Idźcie tam. – Wskazał dłonią małą, blaszaną budkę i popatrzył na dziewczyny. – Znajdziecie tam chrust i siano, przynieście.
     –  Ale skąd ty... – zaczęła Cecil, na co chłopak zmierzył ją wzrokiem i zamilkła.
     –  Później będzie czas na pytania, no już!
     Posłusznie wykonały polecanie, a on podszedł do miejsca na środku Cmentarzyska, gdzie był smolisty, prawdopodobnie wypalony okrąg. Znajdowało się na nim dość sporo na wpół strawionego przez ogień, mokrego drewna. Skinął głową, wskazując, że Zack ma tam ułożyć liderkę, co ten od razu zrobił. Położył tuż obok niej podłużne kawałki drewna. Gdy dziewczyny wróciły, posypały ciało kobiety najpierw chrustem, potem sianem. Alex skierował się koło ogrodzenia, gdzie ułożono kilka kanistrów benzyny. Podniósł jeden z nich i wrócił.
     –  Ostatnia szansa, aby się pożegnać. – Nie musiał tego mówić, każdy to wiedział i w swoim własnych myślach dziękował Esse za to co zrobiła.
     Chłopak przebiegł wzrokiem po zgromadzonych. Wszyscy wyglądali na smutnych i przygnębionych. Nie dziwił im się. Nieważne ile osób tutaj spalił, do tego nie dało się przywyknąć. Polał ognisko ciemnożółtą substancją. Gestem nakazał odsunąć się pozostałym. Sam zapalił zapalniczką pęczek suchych gałązek i gdy się oddalił, rzucił go przed siebie. Wszystko natychmiast zajęło się ogniem. Zespół uciekł pod bramę, aby być jak najdalej. Po policzkach nastolatków spływały łzy. Niestety nie padał deszcz, który by to ukrył.
     Nagle stało się coś nie spodziewanego. Płomienie, buchające w każda stronę gorącem, zamieniały się stopniowo w złotawą mgłę. Gwiazdy, na które do tej pory nie zwracali uwagi, zalśniły jak nigdy dotąd wyłaniając się zza szarych, ociężałych chmur. Wstrzymali oddechy jednocześnie zachwyceni i przerażeni. Co się stało?
     Nad Cmentarzyskiem Samochodów uniosły się smugi, skrząc delikatnie na nocnym niebie. Powoli układały się w jakiś obraz, błądząc raz w tą, raz w tamtą stronę. Trwało to niezwykle długo, ale można było rozpoznać postać tygrysa. Skóra ponad jego nosem zmarszczyła się, a on otworzył paszczę, jakby rycząc i warcząc jednocześnie. Dźwięk ten ogłuszył ich w umysłach, nie był słyszalny poprzez uszy. Deamony ukryły się w kapturach i bluzach właścicieli. Wyglądały na zlęknione.
     Kakofonia ta nie miała końca, ciągle zaczynała się od nowa i odbijała echem. Ognisko powoli przygasało pozostawiając po sobie jedynie smoliste koło na środku, na którym porozrzucano  przypalone kawałki drewna i trawy. Po Esselance nie było ani śladu.
     Ucichło.

~*~

Yo!
Wreszcie publikuję Chapter 3, trochu długo to trwało, ale mam nadzieję, ze rozdział się udał. ;)
Jest długości mniej więcej takiej jak poprzednie, więc myślę, że jest ok. Ma 2570 słów.
Jak wam się podoba? Jeśli zauważycie jakieś błędy napiszcie o tym, poprawię je.
Rozdział został zbetowany przez Green Tea. Dziękuję. ^^

Pozdrawiam. x

10 komentarzy:

  1. łał! Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego opowiadania. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem szczerze zachwycona! Fabuła jest niesamowita, intrygująca. Postacie świetne (chociaż jeszcze trochę się w nich gubię, ale z każdym rozdziałem jest lepiej). Najbardziej lubię Alexa :D Bardzo podoba mi się pomysł na Deamony, serio takie połączenie jest jak najbardziej wspaniałe. Nie mogę powiedzieć nic złego na Twoje opowiadanie, bo baaaardzo mi się podoba. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Trochę szkoda, że na początku liderka grupy już umiera, bo nie dało się jej w sumie polubić poznać życia i nie czuło się takie powiązania z bohaterem, a co za tym idzie nie odczuwasz jego straty. Ciekawi mnie w jaki sposób Cecillia przedłużyła życie Esse. Coś mi się wydaje, że między Alexem a Electric będzie coś więcej, przewidujesz taki wątek? Albo nie, lepiej nie odpowiadaj! Chcę się sama przekonać :P
    Czekam więc na kolejne rozdziały :) Dodaję się do obserwowanych i liczę na rewanż :) Zapraszam na mojego bloga gdzie także piszę opowiadanie :)
    want-to-come-back.blogspot.com
    Pozdrawiam NightHunter :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że moja odpowiedź pojawia się tak późno, ale do tej pory nie miałam internetu i dopiero go odzyskałam. :) Rozdział jutro wysyłam do bety, więc powinien się wkrótce pojawić. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia!
      A teraz komentarz właściwy. ;)
      Dziękuję serdecznie! Nie ma jeszcze ich za dużo, ale cieszę się, że ci się podobają. Obecnie przeglądam je jeszcze raz, gdy już zapomniałam jakie zdania były po kolei, by wyeliminować wszelkie błędy (m.in. fabularne, jeśli takowe, by się pojawiły).
      Wymyśliłam je dwa lata temu i do tej pory dopracowuję. Cieszę się, że podobają ci się bohaterowie. Staram się ich jak najdokładniej kreować. :) Mam nadzieję, że wkrótce już nie będziesz się gubić, w razie czego pomocą służy zakładka Wybrani.
      Szczerze, Alex to mój ukony, no, po prostu uwielbiam gościa! Kiedyś ten charakter miał Zack, a Alex był, ekhem, ciotą, ekhem. Ale, że bardzo lubię jego imię, charakter Zackarego do stał Alek, a Zack ma za to rolę przywódcy. :v
      Co do Deamonów, zawsze bawi mnie jak ktoś na początku pyta czy nie miało być Demony, a ja muszę tłumaczyć, że nie. :D Bardzo lubię dopracowywać również ich charaktery i ogólnie całe przedstawienie tych postaci, by każda była wyjątkowa.
      Miło mi to słyszeć. Jak już mówiłam - wkrótce się pojawią.
      W pierwotnej wersji opowiadania nie żyła już na samym początku i nie dane nam było widzieć jej żyjącej, więc i tak mieliście okazję poznać ją lepiej, tym razem. ;) Niestety taka była jej rola i nic na to nie poradzimy. A tak w sekrecie zdradzę, że w tej najbardziej początkowej wersji kilka dobrych lat temu, to Esse była główną bohaterką. :D Niekiedy role mogą się naprawdę sporo zmienić.
      Może kiedyś się tego dowiesz, pożyjemy - zobaczymy.
      Szczerze, gdzie ty, w tych początkowych rozdziałach, zdołałaś ujrzeć jakiś romans? xD Nie będę ci nic zdradzać, sama zobaczysz. Nawet ja do końca nie jestem pewna czy umieszczać tutaj jakiś związek, może kiedyś. ;)
      Dziękuję, w wolnym czasie zerknę na twój blog.
      Pozdrawiam. x

      Usuń
  2. Świetne! Naprawdę polubiłam przez te pierwsze rozdziały Esse... Mimo iż występowała krótko... Ale to co czuli jej przyjaciele... Musiała być naprawdę świetną osobą... Więc przez jej śmierć się wzruszyłam ;^;
    Postaci ciekawie wykreowane, tak samo ich Deamony...
    Co do fabuły... Na razie same smutne momenty... Mam nadzieję, że będzie coś tam, chociaż iskra szczęścia/ miłości/ ogólnej wesołości?
    Obserwuję, bo zainteresowało mnie to...
    Jeśli masz ochotę możesz wpaść do mnie... ---->
    (http://przygody-fairytail.blogspot.com/ )
    ALE tylko jak będzie ci się nudzić '^'
    Życzę weny, kawy, ciastek ♥ i pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że moja odpowiedź pojawia się tak późno, ale do tej pory nie miałam internetu i dopiero go odzyskałam. :) Rozdział jutro wysyłam do bety, więc powinien się wkrótce pojawić. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia!
      A teraz komentarz właściwy. ;)
      Naprawdę dziękuję! Bardzo miło mi czytać wasze komentarze i widzieć, że opowiadanie się podoba. :)
      Na samym początku tego powiadania, w jego pierwotnej wersji (bo pisałam to już kilka razy, doskonaląc swój warsztat) Esse ginęła właściwie od razu, więc obecnie i tak jest kilka tych rozdziałów, by ją poznać. Cieszę się, że przypadła Ci do gustu. :)
      Spędzam nad tym trochę czasu, aby byli spójni i ciekawi, dlatego miło mi to słyszeć. Lubię kreować bohaterów i jest to dla mnie przyjemność. ^^
      Niestety, taki już świat, gdzie panuje dyktatura. :C Ale na pewno pojawią się wesołe, zabawne i pełne szczęścia momenty, więc spokojnie. C:
      Dziękuję., na pewno wpadnę, gdy będę mieć wolną chwilę. Za Fairy Tail niestety nie przepadam, ale twoje opowiadanie może okazać się ciekawe pomimo tego. :)
      Nawzajem. :3
      Pozdrawiam. x

      Usuń
  3. „ Jedyne, co czuła to pulsujący ból głowy. Spróbowała wziąć głębszy oddech, ale coś jakby zaciskało się na jej szyi i wbijało kły. Kolejna próba. Tym razem pomimo uczucia szarpania, udało jej się. Uchyliła powoli oczy. Na szczęście nie oślepiło jej jaskrawe światło. Panował miły dla oka półmrok. Zamrugała. Obok niej siedziała Cecil.” – Cycylia próbowała zjeść Essyfloresy, ale się nie udało, tak więc spróbowała swoich sił jako kat wieszając ją! Cicha woda brzegi rwie... a moja interpretacja niszczy system.

    To jest „Mój niezwykły komentarz”, będący powodem na to, że kosmici istnieją.

    Krótkie przypomnienie co działo się wcześniej. Grupa przyjaciół z azjatką na czele (która nic nie robiła, oprócz latania do łazienki z płaczem... tak, to hemoroidy... wyruszyła na poszukiwanie dziewczyny, której włosy same się zapaliły. Po paru dialogach i poszukiwaniach a także erotic adventure w końcu ją znaleźli. Zamiast zaprowadzić do szpitala zaprowadzili do swojej bazy, banciapy, klubu szachistów i to właśnie w tym miejscu się zatrzymaliśmy.

    „Ktoś chyba potknął się i upadł” – niewątpliwie jest to najczęstrzy bohater wszelkich opowieści. Ktoś coś robi, a robi przeważnie to, o czym nikt nic nie wie. Takie to ogólnikowe... a ten dialog na początku... mówi krzesło do stołu xD

    „Po chwili wszyscy stłoczyli się wokół niej, jakby była jakimś okazem w zoo albo w muzeum.” – No Essyfloresy... nie dość że traktują ją jak zwierze to i wytykają wiek lub wygląd babci. Więcej o Cycyli! Więcej o Cycyli! ... a eksponat to właśnie lolitka pilnowała, aby ktoś go nie ukradł. KTOŚ JEST CZARNYM CHARAKTEREM! ... i pewnie należy do Wybranych... w Lotto!

    ”ręce Cecilli znalazły się na jej ramionach, delikatnie ją przytrzymując.” – Ohoho! Gdy tylko może Cycylia już obmacowuje. Ramiona, ramiona... cenzura nie pozwoliła na opisanie innych części ciała jakich dotykała... podtrzymywała... w pierwszym rzędzie piersi... aby nie zwisały! xD

    Ja to bym poprosił o jakąś rozpiskę na temat tego imienia tego Deamona Essówfloresów. Mianowicie wiesz... Miejscownik, Liczebnik, Dopełniacz, Wołacz i takie tam... xD Jak to imię się odmienia, bo ja nie mam zielonego pojęcia. Do tego czasu załóżmy, że Nix jest obojniakiem.

    „chwyciła się za wspomniane miejsce.” – za cycka! Tak tak, wiem, tego w oridżinal nie ma, ale jak mówiłem. Cycylia potrzymywała jej piersi, żeby nie zwisały XD, tak więc no wracały wspomnieniami i jak się dowiadujemy, chwyciła się za wspomniane miejsce. Intrygujące, gdyby to była ściana. „A na ścianie znajdował się obraz” i Essyfloresy chwyciła się za wspomniane miejsce. Zatem pytanie... chwyciła się o ścianę (o ścianę to się raczej człowiek opiera... jak Alexancer XD w poprzednim chapterze. Ciekawe czy opierał się plecami, czy może jednak rękami. No i mogła jeszcze chwycić się za obraz! Ale obraz to nie miejsce! Jestem święcie przekonany, że tu chodzi o cycka! Lub dla nieśmieszków głowa, ramiona... heheszki :v

    C.D.N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaju again!

      Początek przeprowadziłam z punktu widzenia Esse, a ona w swoim stanie nie mogła przecież rozpoznać głosów.

      Tsaa... Po prostu pominę rzeczy o Cycyli, czy jakkolwiek to nazywasz.

      M. Nixe/Nix
      D. Nixa
      C. Nixowi
      B. Nixa
      N. Nixem
      Msc. Nixie
      W. Nixe
      Nix nie ma płci.

      Usuń
  4. „Cecil sprawdzałaś jej tętno? „ – bez wątpienia, wszystko co będzie odnosić się do Cycyli będzie miało podtekst... wiadomo jaki XD. Nie ma to jak sprawdzać tętno bez dotykania... bez dotykania! Spojrzała się na ciało, widziała jak żyły pulsują. Bez wątpliwości... tak jest tętno. Żyje to te tętno jest! XD fck logic

    TE WYBUCHY! TE POŚCIGI! Te, jakże widowiskowe i spektakularne momenty, w których ktoś umiera. Przyzwyczaiłem się, że postacie umierają w skutek nieprzewidzianej często wybuchowej lub wykonanej z premedytacją amputacji jakiejś kończyny... niekoniecznie w szpitalu na sali operacyjnej, ale gdzieś w terenie. Mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli ;>
    Taki rodzaj śmierci, zgonu, w którym osoba tylko zamyka oczy... nuda! Mogłoby się chociaż coś dziać w otoczeniu. Wpadliby jacyś Wybrani, zadyma, walka... i tak sobie w takich okolicznościach pocichu ktoś umiera. Powiało nudą, nie ma co! Ale nie rozklejajmy się czytamy dalej! ... ja po prostu nie lubię... okazywać uczuć... jestem twardziel >:) ... i nie będę płakać! ;( ... co ty żartuje (ziewa, bo nudna śmierć).

    Jakie to urocze „Po policzkach dziewczyn spłynęły łzy.” A Alexancer pochwycił Cycylię za rękę i poszli po śmietane albo jogurt... jak kto woli! Jeśli wiesz co mam na myśli ;>

    „To była dobra śmierć...” ... to była nudna śmierć! „Azjatka pokiwała tylko głową” – ona po prostu słuchała metalu na słuchawkach, starając się zagłuszyć płacz innych. Bo jak się dowiadujemy wcześniej, miała najbardziej w poważaniu to co dzieje się z koleżanką i z byle powodu biegła do łazienki, twierdząc, że brzuch ją boli... albo, że dostała okresu, bo kłótnia!

    „Zginęła najbliższa jej osoba, która niegdyś uratowała jej życie.” – czekam na retrospekcje.

    „Alex siedział na fotelu naprzeciwko z Cecil na kolanach” ... a do tego próbował ją pocieszyć. Dlaczego wszystko co tyczy się Cycyli ma takie dwuznaczne znaczenie. Mówiłem, że poszli po śmietanę/jogurt i się nie myliłem. Heheszki :v ... i ten dialog, ja nie będę wnikał w to, kto co mówi... „Co robimy z... – przerwała na chwilę ... po czym kontunuowała.” „Wychodzenie teraz byłoby głupim pomysłem”. „Nie wybrzydaj, młoda.” Tyle podtekstów... Ecchi with Cycylia C.D.N.

    „14:37” ;( Tylko nie matematyka! Nie pamiętam jak się dzieli... ale swoją drogą to będzie 2 reszty 9. A nie sory... to się liczy na odwrót....

    Al... nie jest zdrobnieniem imienia Alex ani Alexancer... tak więc, radziłbym pozostać przy formie Alex, jak i innych skrótach nie mających jednej czy dwóch liter. Jak mówiłem wcześniej, wkrótce to wszyscy będą do siebie mówić po literach alfabetu.

    „Chwili czasu tylko dla siebie i swoich pragnień.” – tak rozpoczęła się orgia! Ecchi with Cycylia.

    Dlaczego „Azjatka” jest z dużej litery?

    Essyfloresy by się mogła nie trzymać schematów, że skoro jej Deamon nie żyje to ona też musi nie żyć. Było trzeba jej tym nie informować, to by żyła dalej.

    „klatkę schodową aż do klubu” - przeczytałem „kiblu” xD

    „odpłynęli w błogą krainę Morfeusza” – MATRIX!

    C.D.N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moce.

      Nie każda śmierć musi nastąpić po przyjęciu na klatę całego magazynka, jeszcze wcześniej ratując świat i zabijając tych złych.

      Nie ma związku, więc pomijam.

      Tłumaczyłam już, co do Electric.

      Pomijam again.

      To jest godzina na miłość...

      Nie musisz się powtarzać. XD Pisze tak, aby uniknąć powtórzeń. Plus na jednego Augustyna u nas mówią Arek - to dopiero nie ma sensu. ;)

      Again.

      Bo tak jest poprawnie ortograficznie. Tak samo jak Polka, Rosjanka, Japończyk, Europejczyk itd.

      Aha?

      Brawo!

      Lol. XDDD

      Usuń
  5. Znowu dzielenie e.e 19:53 ... odpuszczę to sobie jak grzechy po spowiedzi... gdy ksiądz powiedział, że nie udzieli mi rozgrzeszenia.

    „ Już idę babciu, jeszcze pięć minu” – śni o babci? Fajniej by było gdyby śniła o Essachfloresach.

    „– Ty weź Esse, Zack. Ja mam zajęte ręce – powiedział i wycofał się z pomieszczenia.” Tako to debilne. Wszedł, powiedział coś i wyszedł... sorka... wycofał się. Wszedł, aby udowodnić Zackowi, że ma ręce zajęte. Krzesłem rozłożonym na czynniki pierwsze... Naprawde trochę głupie. Nie lepsze... „Zack kierując się do wyjścia zobaczył Alexa niosącego kawałki krzesła.
    - Co się tak patrzysz? – spytał Alexancer. – Bierz Essyfloresy i idziemy na pogrzeb! Szybko, puki nie rozłożyła się jak to spróchniałe kresło.”

    Ja wiem, że nie powinno się żartować w taki spośób, cały ten chapter jest jakiś smutny... no ale mam nadzieję, że komuś humor poprawię.

    Mogli wyjść! Wyskoczyli by do klubu, mówiąc „Ona tylko straciła przytomność, idziemy z nią do pobliskiego szamana, który powinien ją uratować... a jak nie to dziada o głowe skrócimy!”

    „Moonlight schował się pod bluzę Lunadione piszcząc coś cicho” – piszczał pewnie to „@#$%^&*() ale piździ, idę między cycki.” XD

    „Dziewczyny wspięły się po metalowej siatce i zeskoczyły na drugą stronę.” ... ahh gdyby tak nagle okazało się, że Cycylia ma spódniczkę :D W mojej głowie ma spódniczkę... i koło dupy jej lata te całe chłodne powietrze XD ... w razie czego Alex ją rozgrzeje swoim „ptakiem” idąc z nią po śmietane lub jogurt (do wyboru do koloru) hahaha... te podteksty :v heheszki.

    „...brał liderkę z powrotem na ręce.” ... a ona powiedziała pierwsze słowa „Mama, Tata” ... a nie czekaj, ona nie żyje... ona nie jest małym dzieckiem!

    Dalsza droga była prosta... idziemy prost...! Ale tam jest zakręt! ... idziemy prosto do domu! XD

    „ – Ale skąd ty... – zaczęła Cecil, na co chłopak zmierzył ją wzrokiem i zamilkła.” – Oho! Nie dyskutuj bo będzie wycieczka do krainy rozkoszy XD Też bym takom zmierzył wzrokiem, nie dość, że niska... te mierzenie byłoby szybkie, to jeszcze w spódniczce :D ... a może jak ona przechodziła przez to ogrodzenie, to on coś zobaczył... że na przykład nie ma majtek! Heheszki :v

    „gdzie był smolisty, prawdopodobnie wypalony okrąg” – Tutaj wzywali potwory.

    ... i te zakończenie.

    Reasumując:

    Rozdział ogółem smutny. Nieźle się rozpisałaś, możnabyło to skrócić o głowę a i tak byłoby dobrze. Więcej o Cycyli! Coś mi się ten Alex przestał podobać, wolę Cycylię i Ecchi witjh Cycylia xD. To co zasługuje na pochwałe to zakończenie. Bardzo intrygujące i to zniknięcie Essówfloresów. Możliwe, że nie zginęła. Nie ma ciała, to znaczy, że żyje! :D Paczam optymistycznie. Zakończenie bardzo dobre, intrygujące, aż chce się czytać dalej... ale naprawde męczące jest na dłuższą mete to czytanie... za dużo. W anime to się czyta... tylko dialogi XD ... opisy otoczenia, bohaterów, wydarzeń są zawarte w obrazie. Tymczasem zaczekam na twój odzew. Potem wezmę się za dalsze czytanie i komentowanie.

    Kóniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Godzina.

      Było wytłumaczenie.

      Dlaczego? Nie mógł wejść gdzieś, żeby powiedzieć Zackowi, co ma zrobić? Dlaczego to niby ma nie mieć sensu? Nie wiem jak ty, ale ja wchodzę do na przykład salonu, by komuś coś powiedzieć, gdy tam jest. Nie musze go przy okazji spotykać na korytarzu.

      Zdarzajo się smutne, takie życie, szczególnie przy takich opowieściach.

      Eeee... nie. XD

      >.<

      Ominę twój fanboying.

      ;P

      Twoje rozmyślania mnie niekiedy dobijają.... XDDD

      Oczywiście.

      Już drugi raz mi to mówisz. ;D

      Nie można by było. :v Krótko to na skróty, a na skróty i na szybko, nigdy dobre nie jest. Dlaczego? Alex to mój ulubieniec, a dziewczyny są takie nijakie tutaj. XD Optymista z ciebie, lel. Ale to nie anime i nie kojarz tego z tym xDDD

      Wybacz, że tak długo nie odpowiadałam.
      Pozdrawiam. X

      Usuń